Ministerstwo Energii i Polskie Elektrownie Jądrowe na pewno mają co świętować. Jak przekazano, zgodnie z planem, a więc przed końcem 2025 roku, polski plan na finansowanie budowy elektrowni jądrowej został zaakceptowany przez Komisję Europejską. To sukces, choć nie wiadomo jeszcze, na jakich dokładnie warunkach. Te poznamy niebawem
– Dosłownie za chwilę będziemy mieli oficjalne potwierdzenie zgody Komisji Europejskiej na pomoc publiczną na rzecz budowy elektrowni jądrowej w Polsce – ogłosił 9 grudnia premier Donald Tusk tuż przed rozpoczęciem posiedzenia Rady Ministrów. Szef rządu dodał też, że dzięki temu budowa elektrowni jądrowej „jeszcze w grudniu będzie mogła ruszyć z kopyta”, a do Polskich Elektrowni Jądrowych będzie mogło trafić 4,6 mld zł z planowanych 60 mld zł na tę inwestycję.
Przeczytaj też: PEJ z pozwoleniem, obszar pod elektrownię zmieni się do wiosny 2026
Dopiero dzień później odbędzie się konferencja prasowa przedstawicieli Ministerstwa Energii (odpowiedzialnego za energetykę jądrową w Polsce) i spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (nadzoruje inwestycję), na której poznamy więcej szczegółów na temat tego, na co właściwie przystała Komisja Europejska. Na stronach KE również brakuje treści decyzji, choć i to może się zmienić w ciągu kilku dni.
Jedno nie ulega wątpliwości: zielone światło od KE pozwala na uruchomienie strumienia pieniędzy dla PEJ. Model wsparcia dla projektu budowy elektrowni jądrowej został też zaakceptowany niezwykle szybko, bo w niecałe 12 miesięcy od otwarcia postępowania. Pismo z Polski trafiło do KE w grudniu 2024 r. i istniały obawy – opisywaliśmy je na łamach Green-news.pl – że wszystko może utknąć w „brukselskiej poczekalni”, co przełoży się na postępy przy projekcie.
Z komunikatu Ministerstwa Energii można natomiast wyłuskać kilka kluczowych informacji i zmian, na które Polska musiała przystać podczas negocjacji z KE.
Skrócony został okres obowiązywania kontraktu różnicowego (CfD, contract for difference) dla elektrowni jądrowej z 60 do 40 lat. Już w korespondencji z Warszawą, Bruksela wskazywała na to, że planowany na 60 lat CfD to zbyt długi okres wsparcia. Jak czytamy w komunikacie, do 30% produkowanej energii elektrycznej będzie sprzedawane w ramach PPA (Power Purchase Agreement), a pozostałe 70% na giełdzie.
„Zweryfikowany przez KE model finansowy zakłada cenę wykonania na poziomie poniżej 500 zł za MWh, który jest konkurencyjny” – przekazało ME. Cena wykonania (strike price) to umowna cena w kontraktach różnicowych, od której wylicza się, kto płaci lub dopłaca w relacji odbiorca–wytwórca. Gdy cena na rynku przekracza cenę wykonania, wytwórca oddaje nadwyżkę odbiorcy. W odwrotnej sytuacji, kiedy cena jest poniżej ustalonej stawki – odbiorca dopłaca.
Poniżej znajduje się infografika przedstawiająca różne założenia dla polskiego projektu. Skoro ME pisze o tym, że cena wykonania jest poniżej 500 zł/MWh, zapewne chodzi o scenariusz bazowy, w którym widełki ustawiono od 470 do 550 zł za MWh.
Skoro KE na to przystała, to w dokumentacji wykazano, że model finansowy nawet z tak niską ceną wykonania się broni. „Prognozowany współczynnik wykorzystania mocy elektrowni w 2040 roku wynosi około 88,5%” – to inna informacja warta odnotowania. Jeżeli ME podaje w oficjalnym komunikacie taką wartość, może to oznaczać, że i takie dane wpisano w piśmie do KE i na poziomie modelowania obroniono tę tezę.
Z kolei z komunikatu zamieszczonego na stronach Komisji można dowiedzieć się, że w CfD przyjęto swego rodzaju bezpiecznik. Otóż: cena wykonania będzie dostosowana w pewnym stopniu do współczynnika wykorzystania mocy (load factor), Takie rozwiązanie nazywa się two-way load factor strike price adjustment mechanism (dwukierunkowy mechanizm dostosowania ceny wykonania do współczynnika wykorzystania mocy). Chodzi o to, aby zabezpieczyć zyski elektrowni jądrowej, która ma pracować w podstawie, ale w systemie elektroenergetycznym z dużą liczbą odnawialnych źródeł.
Co to oznacza? Zauważono konieczność ewentualnego dostosowania pracy elektrowni jądrowej do OZE, więc potencjalnej sytuacji, w których ceny są niskie lub ujemne przez dużą generację z wiatru czy słońca. W takich sytuacjach, kiedy praca elektrowni spada poniżej założonego load factor, mechanizm podnosi cenę wykonania lub wypłaca wyrównanie. W ten sposób elektrownia jest niejako wynagradzana za swoją dostępność. Ten pomysł był już znany, bo znalazł się w lutowej odpowiedzi KE, natomiast teraz stało się jasne, że trafił finalnie do schematu.
Projekt budowy elektrowni jądrowej w gminie Choczewo (lokalizacja Lubiatowo-Kopalino) zakłada powstanie trzech bloków jądrowych AP1000 firmy Westinghouse. Każdy z nich będzie dysponować mocą 1250 MW brutto.
Przeczytaj też: Atomexit Solorza
W najbardziej aktualnym harmonogramie dla elektrowni założono, że rozpoczęcie budowy pierwszego z bloków nastąpi w 2028 roku. Jego rozruch zaplanowano na rok 2036. Kolejne bloki mają być uruchamiane co roku, w 2037 i 2038 roku.
Inwestycja będzie jedną z największych w historii kraju. Pochłonie około 192 mld zł, z czego 60 mld zł z budżetu państwa. Reszta kwoty będzie pochodzić z finansowania dłużnego. Wykonanie elektrowni zrealizuje konsorcjum Westinghouse-Bechtel. Drugi z podmiotów odpowiada za budowę.
Szybka decyzja KE to dobry znak dla projektu, ale należy odnotować, że polski rząd miał sporo szczęścia. Jeszcze za poprzedniej władzy nie udało się choćby rozpocząć dialogu, a nowy rząd został z tym problemem. Ostatecznie zmieniła się nie tylko władza w Polsce, ale i nastroje w Brukseli. O energetyce jądrowej pozytywnie wypowiadała się nawet szefowa KE Ursula von der Leyen, a w Unii Europejskiej rzeczywiście zmienił się klimat dla atomu.
Jednocześnie swoją sprawę przeciwko tzw. taksonomii przegrała Austria, która walczyła z finansowaniem atomu na poziomie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Odrzucenie skargi Wiednia sprawiło, że nad projektami jądrowymi przestało unosić się widmo problemów.