
Niedawna publikacja autorstwa założyciela Microsoftu sprawiła, że obudziły się liczne demony. Jednak czy naprawdę Bill Gates napisał coś, czego nie wiedzieliby obserwatorzy debaty o klimacie i ogłosił, że czas wcisnąć hamulec? A może to granat rzucony przed COP30, który zmieni podejście decydentów?
„Bill Gates zmienił zdanie”, „nowa perspektywa miliardera”, „niespodziewany zwrot”, „Gates podważył dogmat klimatyzmu” – takie tytuły i nagłówki od kilku dni można napotkać w sieci. Emocje rozkręciły jeszcze okoliczności: Gates opublikował swój tekst na kilka dni przed rozpoczęciem klimatycznego szczytu COP30 w Belém.
Można było wyciągnąć z tego jeden wniosek: oto filantrop i człowiek zaangażowany w sprawy klimatu, Bill Gates, ogłasza w zasadzie przewrót kopernikański. Wszystko, co było – do kosza, czas na nowe podejście.
Nic bardziej mylnego.
Nagłówki i interpretacje mówią więcej o piszących niż o samym Gatesie. Co w zasadzie zawiera głośna publikacja, która ukazała się w serwisie gatesnotes.com, znana pod tytułem „Trzy niewygodne prawdy o klimacie”?
Zasadniczo, wystarczy przeczytać wprowadzenie do tekstu Gatesa, krótkie streszczenie, aby pojąć, co właściwie postuluje miliarder. Brzmi ono (to przekład z j. angielskiego):
Może gdyby Gates na tym poprzestał, to nie byłoby takiego poruszenia. Jednak jest tam fragment, na samym początku, który zwrócił uwagę wszystkich. Miliarder pisze, że obecne katastroficzne spojrzenie na zmianę klimatu jest błędne, bo skupia się wyłącznie na tym, by zmniejszać wzrost średniej temperatury na globie. Po czym stwierdza:
Choć zmiany klimatu będą miały poważne konsekwencje – szczególnie dla ludzi w najbiedniejszych krajach – nie oznaczają one końca ludzkości. W dającej się przewidzieć przyszłości w większości miejsc na Ziemi ludzie nadal będą mogli żyć i dobrze funkcjonować. Prognozy emisji już spadły, a dzięki odpowiedniej polityce i inwestycjom, innowacje pozwolą nam je zredukować jeszcze bardziej
Założyciel Microsoftu zarzuca części środowisk zajmujących się klimatem, że zbyt mocno skupiają się na „celach emisyjnych”. Takie stwierdzenia z notki Gatesa stały się pożywką dla wielu komentatorów, influencerów, polityków – wyliczać można długo. Tylko że Gates na tym nie zakończył swojego wywodu, a później szeroko wyjaśnia, dlaczego jest zdania, że trzeba inaczej kierować zasoby.
Przeczytaj też: SMR od Billa Gatesa? Jego spółka pracuje nad małym reaktorem
Gates powołuje się m.in. na pewien eksperyment naukowy badaczy z Climate Impact Lab. Okazało się, że liczba zgonów spowodowanych zmianą klimatu w przyszłości... spada. Tylko że trzeba uwzględnić spodziewany wzrost gospodarczy krajów o niskich dochodach, które jako pierwsze odczują (i już odczuwają) globalne ocieplenie. Jego wniosek? Może warto mocniej wspierać wzrost gospodarczy, ale nie za wszelką cenę (bez napędzania go paliwami kopalnymi), a także podobnie wzmacniać zdrowie publiczne, a wszystko przy dbałości o środowisko i klimat. W ten sposób może uda się uratować więcej osób niż gdyby tylko trzymać się redukcji emisji i tym podobnych?
Tak samo w przypadku rolnictwa, które również jest na pierwszej linii frontu, jeśli chodzi o sektory dotknięte skutkami rozhuśtania temperatur na Ziemi. Co więcej, kraje o niskich dochodach mają w dużej mierze gospodarki oparte na rolnictwie, powstaje więc błędne koło. Gates zastanawia się więc, jak mocniej doinwestować wydajne, nowoczesne rolnictwo. Analogicznie ze zdrowiem: wraz z lepszą opieką, rosnącą dostępnością leków, umieralność w skali globalnej spadnie.
„Nie mówię, że powinniśmy ignorować zgony związane z temperaturą, ponieważ choroby są większym problemem. (...). Chociaż musimy ograniczyć liczbę ekstremalnie gorących i zimnych dni, musimy również upewnić się, że mniej ludzi żyje w ubóstwie i złym stanie zdrowia, aby ekstremalna pogoda nie była dla nich takim zagrożeniem” – rozważa Gates.
Żeby zrozumieć, o co – najpewniej – chodzi w odezwie filantropa, trzeba wyłapać powtarzający się wątek: w ocenie Gatesa wiele technologii jest już o krok od komercjalizacji. On wylicza i wymienia konkretne spółki i ich rozwiązania. Gates stoi po prostu na stanowisku, które wcale nie jest odosobnione, że na przykład: w kwestii dekarbonizacji elektroenergetyki już niewiele zostało do odkrycia. Są magazyny, są OZE, energetyka jądrowa – jest w czym wybierać. Wraz ze wzrostem ich skali, będą tanieć, co już się dzieje.
Przeczytaj też: Unijna pogoń za mniej emisyjnym przemysłem
Więcej trudności widzi przy przemyśle (konieczność znalezienia „pomysłu” na stal i cement o niskich emisjach), rolnictwie, ale i transporcie. Jednak ponownie: ma wątpliwości co do dekarbonizacji transportu lotniczego, bo ten naziemny wystarczy zelektryfikować i dostarczać mu czystą energię elektryczną, a po problemie nie zostanie ślad.
Gates swoje tezy podpiera poprzez przywoływanie np. prognoz Międzynarodowej Agencji Energii (MAE), które zmieniały się wraz z podejmowaniem przez świat kolejnych działań na rzecz klimatu. W 2015 roku MAE przewidywała, że do 2040 roku świat będzie emitował 50 mld m³ dwutlenku węgla rocznie. W 2025 roku prognozuje już, że będzie to 30 mld m³ CO₂. „Dlaczego więc jestem optymistą, że innowacje powstrzymają zmianę klimatu? Po pierwsze, ponieważ już to zrobiły” – konkluduje.
„Dlatego wzywam tę społeczność, na COP30 i w przyszłości, do dokonania strategicznego zwrotu: nadania priorytetu temu, co ma największy wpływ na dobrostan człowieka. To najlepszy sposób, aby zapewnić, że każdy ma szansę na zdrowe i produktywne życie bez względu na to, gdzie się urodził i bez względu na to, w jakim klimacie się urodził” – to ostatnie zdania notatki założyciela Microsoftu.
Co z tego wszystkiego wynika? Bill Gates w 10 lat od Porozumienia Paryskiego proponuje korektę kursu. To samo robi Bruksela. Nikt nie wspomina o porzuceniu ambicji, ale przesunięciu akcentów, zadań. Najbliższy COP pokaże, na jaki grunt trafią takie apele.
Fot. European Parliament, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons