Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Wiatru zmian na razie nie będzie. Stracony rok bez zniesienia zasady 10H, autopoprawka tego nie zmieni

Prawie pół roku – tyle rząd rozmyślał o tym, czego jeszcze brakuje noweli wiatrakowej. Skończyło się na drobnej poprawce, a projektem nikt się na razie nie zajmie

Rok 2022 dobiega końca i niestety można powiedzieć, że dla energetyki wiatrowej w Polsce był to okres zmarnowany. Projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (tzw. ustawa wiatrakowa) spędził tych 12 miesięcy w szufladzie. Początkowo była to szuflada rządowa, a od lipca 2022 roku – już w Sejmie. I wiadomo już, że zasada 10H, którą miały znieść przepisy przyjęte przez Radę Ministrów w lipcu, nie doczeka się już w tym roku poluzowania. Nie można też oczekiwać, że coś zmieni się radykalnie na początku 2023 r.

Ostatnie działania rządzących wokół projektu mogły budzić nadzieje branży odnawialnych źródeł energii (OZE), ale ostatnie posiedzenie Sejmu w tym roku za nami i szanse na rozpoczęcie prac nad nowelą jeszcze przed Sylwestrem zmalały do zera. Pisaliśmy o tym zresztą przed tygodniem – w koalicji rządzącej nie ma zgody w kwestii uwolnienia wiatraków i potwierdziły się nasze informacje, że projektem nikt się w najbliższym czasie nie zajmie. Premier szukał wprawdzie poparcia w tej sprawie wśród opozycji (szczególnie PSL-u), ale nic z tego nie wyniknęło.

Przeczytaj też: OZE poprawiają wyniki. Są szacunki dla Polski za ubiegły rok

Już po spotkaniu Mateusza Morawieckiego z opozycją pojawiło się z kolei nowe wytłumaczenie tego, dlaczego projekt przez blisko pół roku nie doczekał się choćby nadania numeru druku w Sejmie. Dopiero w połowie grudnia rząd przyjął, a później złożył do proponowanych przepisów autopoprawkę, która zakłada, że gminy, na których terenie powstaną nowe farmy wiatrowe, mają korzystać z co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej wiatraków. Dodatkowo mieszkańcy gminy mogliby obejmować udziały w tak wytwarzanej energii.

Zmiana ma uwzględniać udział lokalnej społeczności, ale jej skala wygląda na taką, że rząd w porozumieniu z posłami i posłankami mógłby bez problemu dodać ją w trakcie prac w komisji. Podobne działania już wiele razy podejmowano wcześniej, by przyspieszyć proces legislacyjny. W tym przypadku przypomina to raczej grę na zwłokę, mimo że m.in. szefowa Ministerstwa Klimatu i Środowiska Anna Moskwa oraz premier deklarowali, że chcą przyjęcia tego projektu. – Naszą intencją jest, żeby ta ustawa była procedowana jak najszybciej. Jesteśmy przekonani do zawartych w niej rozwiązań – mówiła po przyjęciu autopoprawki Moskwa.

Przeczytaj też: Wielka Brytania odblokowuje wiatraki na lądzie

Nie ma co oczekiwać, że coś w tej sprawie szybko się zmieni. Najbliższe posiedzenie Sejmu jest zaplanowane na 11-13 stycznia 2023 r. Rzecznik Rządu Piotr Mueller cytowany przez TVN24 zadeklarował co prawda, że liczy, iż posłowie zajmą się wówczas projektem, jednak w rzeczywistości nic nie wskazuje, by nowela wiatrakowa miała wtedy trafić do prac w sejmowej komisji. Opór przed przyjęciem nowelizacji – o czym pisaliśmy wiele razy – jest czysto polityczny. Energetyka wiatrowa na zasadach sprzed 2016 roku (wtedy w życie weszły przepisy 10H) była krytykowana przez obóz Prawa i Sprawiedliwości, brak poparcia dla luzowania przepisów zadeklarowało już wtedy również środowisko Zbigniewa Ziobry, czyli Solidarna Polska. Bez głosów mniejszego koalicjanta PiS musi liczyć na to, że w decydującym momencie pomoże mu opozycja.

Tymczasem chodzi o projekt, który opublikowano w maju 2021 roku. Od tego czasu zdążyło się zmienić ministerstwo, które pilotuje nowelizację (miejsce Ministerstwa Rozwoju i Technologii zajęło MKiŚ). Zmieniano też narrację wokół konieczności przyjęcia przepisów. Początkowo miała być to naprawa błędów z 2016 roku. Później nie brakowało argumentacji, że to zluzowanie 10H to jeden z kamieni milowych do zrealizowania, by otrzymać środki z Krajowego Planu Odbudowy. W międzyczasie padały też (całkowicie słuszne) argumenty, że energetyka wiatrowa pozwala obniżyć ceny energii.

Przeczytaj też: Prąd w Polsce potaniał, ale nie dzięki rządowym interwencjom. Zawdzięczamy to wiatrakom

Zasada 10H, wprowadzona przez tzw. ustawę antywiatrakową (nowelizację ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych z 2016 roku), sprawia, że w Polsce można mówić o zablokowaniu rozwoju lądowej energetyki wiatrowej. Na mocy przepisów turbiny wiatrowe mogą powstawać tylko tam, gdzie są oddalone od zabudowań o odległość większą niż 10-krotność wysokości wiatraka wraz z łopatami. W efekcie do 99 proc. obszarów w kraju nie może zostać przeznaczonych pod farmy wiatrowe. Liberalizacja zakłada natomiast zniesienie tej zasady i zastąpienie jej przepisem, że wiatraki będą mogły powstawać nie bliżej niż 500 metrów od zabudowań, pod warunkiem, że zezwoli na to plan miejscowy.

Brak działania w kwestii 10H oznacza, że w Polsce nie będzie dodatkowych źródeł mocy. Można spierać się o wydajność OZE i ich zależność od warunków pogodowych, ale każdy nowy zainstalowany megawat będzie w najbliższych latach na wagę złota. Dosłownie, bo jak mogliście przeczytać, według ClientEarth i ośrodka analitycznego Aurora brak nowych wiatraków będzie kosztować Polskę siedem miliardów złotych.

Fot. MKiŚ

KATEGORIA
ENERGIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies