Problem z górnictwem pogłębia się, a niezadowolenie sektora wylewa się falami. Ktoś w końcu będzie musiał coś z tym zrobić, bo choć rząd deklaruje cięcie dopłat, to nie zakłada spadku wydobycia
Rząd przyjął projekt budżetu na przyszły rok i jak zawsze uwagę przykuwa jedna prognoza: ile kroplówki popłynie do górnictwa węgla. W 2025 roku to około 9 mld zł.
W roku 2026 na razie pozostaje to w sferze domysłów, ale będzie to co najmniej 5,3 mld złotych. Tyle zapisano w załączniku do projektu budżetu o dotacjach celowych. Należy pozostawić to w sferze przypuszczeń, ponieważ nie wyszczególniono na co dokładnie trafią te pieniądze. Łącznie na bezpieczeństwo gospodarcze i gospodarkę złożami kopalin ma zostać przeznaczone 14,11 mld zł.
Przeczytaj też: Węgiel stracił w Polsce tron. Na razie na jeden miesiąc
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w jednym z wpisów w serwisie X (dawniej Twitter) zapowiedziała, że budżet na rok 2026 zakłada mniejsze dopłaty dla górnictwa. Jednak jak widać na powyższym przykładzie, to wcale nie jest takie pewne. Choć poniosło się szerokim echem. Wygląda na to, że rząd na tym etapie prac nad budżetem raczej zostawia sobie pole do negocjacji i ewentualnej teatralnej interwencji, by uspokoić górników. Oczywiście wszystko przy użyciu transferów pieniężnych.
Wpływ na negocjacje i stanowisko rządu będzie miało kilka czynników. Nie ma już Marzeny Czarneckiej i Ministerstwa Przemysłu, a choć byłej już ministerce udało się niewiele, to przynajmniej zabezpieczała odcinek rozmów z górnikami.
Pojawienie się resortu energii i nowego szefa, Miłosza Motyki, otwiera kolejny etap w tych relacjach. Na razie nie wiadomo, jaka to będzie współpraca. Choć górnicy już raz przyszli do Warszawy. Szczęśliwie dla nowego ministra protestowali w sprawie Krajowego Planu Odbudowy.
Nierozwiązana pozostaje sprawa umowy społecznej z 2021 roku. Dokument już wtedy zawierał mało możliwe do spełnienia warunki i przez lata nie doczekał się zielonego światła od Brukseli. Bez zgody Komisji Europejskiej nie ma mowy o wdrożeniu jego zapisów. Trudno jednak oczekiwać pozytywnej opinii dla pomysłu, że w Polsce węgiel będzie wydobywany do 2049 roku (z zaznaczeniem, że chodzi o węgiel energetyczny, a nie np. koks).
Przyspieszenie rezygnacji z węgla – zarówno ze spalania go na potrzeby wytwarzania energii elektrycznej, jak i wydobycia – rekomendowała Polsce Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.
Dofinansowywanie górnictwa w Polsce to w zasadzie przelewanie środków do durszlaka. Jak pokazała Agencja Rozwoju Przemysłu, górnictwo węgla kamiennego w Polsce „wypracowało” ponad 11 mld zł straty. A w 2024 roku z budżetu dopłacono do sektora ok. 8 mld zł.
Chociaż powstają kolejne mniej lub bardziej ambitne plany i strategie, górnictwo zawsze jakoś wychodzi z tego obronną ręką. Aktualizacja KPEiK zakłada, że produkcja węgla nad Wisłą będzie maleć. Tyle że w budżecie na rok 2026 zapisano wydobycie na stałym poziomie, także w kolejnych latach.
Przeczytaj też: Które ministerstwo weźmie OZE?
W I półroczu 2025 roku produkcja węgla kamiennego wyniosła 20,5 mln ton (spadek o 5,4 proc. rok do roku, dane Głównego Urzędu Statystycznego). W tej chwili wydobycie tony węgla kamiennego w Polsce to koszt rzędu około 920 zł za tonę. Tymczasem jego cena w czerwcu (dane ARP w Katowicach za czerwiec 2025) wyniosła 348,32 zł/t – to wycena z indeksu PSCMI 1, uwzględniającego ceny dla energetyki i ciepłownictwa.
Choć węgiel, także brunatny, pozostaje niezbędny w polskim miksie, to brak planu dla sektora wydobywczego ciąży kolejnym rządom i budżetowi. W miejsce nieukończonej reformy związanej z Narodową Agencją Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE) nie pojawiły się nowe propozycje ze strony władz. Tymczasem Polska stale dotuje kopalnie, ale pieniądze miały być kierowane na ich zamykanie i ochronę pracowników. Wciąż dopłacamy do redukcji wydobycia, która jak twierdzi rząd, nie nastąpi.
Fot. KWK Mysłowice-Wesoła, PGG