Farmy wiatrowe na Bałtyku są namacalnym przykładem tego, jak może wyglądać nowoczesna, bezemisyjna energetyka
Premier Donald Tusk 8 sierpnia odwiedził budowaną obecnie morską farmę wiatrową Baltic Power. Jest ona przełomowym projektem w historii polskiej energetyki, to pierwsza tego typu inwestycja w polskiej części Bałtyku. Energia, która będzie płynąć z 76 planowanych wiatraków, wystarczy, by zaspokoić potrzeby 1,5 miliona gospodarstw domowych. Zainstalowano pierwszych pięć turbin. Widać je zarówno z plaży, jak i z kosmosu, o czym możesz przeczytać w tekście: Turbiny pierwszej morskiej farmy można liczyć z satelity.
Przeczytaj też: Czy ktoś namówi Nawrockiego na wiatraki?
Z portu w Łebie premier wyruszył na statek, by zobaczyć, jak wygląda montaż największych dostępnych w Europie turbin – każda o mocy 15 MW. – Gdyby stanąć na turbinie wiatrowej, to widać z niej miejsce, gdzie ma powstać jądrowa – powiedział dziennikarzom.
To porównanie ma zapewne wskazywać, że nieopodal, również w gminie Choczewo, powstaje inny bezprecedensowy w skali kraju projekt infrastrukturalny. Jednak między projektem offshore wind a elektrownią jądrową jest duży kontrast. Po jednej stronie mamy realną, już trwającą budowę farmy wiatrowej, która w przyszłym roku zacznie produkować energię. Po drugiej – atom, którego powstanie zapowiadane jest od ponad dekady, a wciąż nie sfinalizowano prac nad mechanizmem wsparcia czy ostatecznej umowy z dostawcą technologii.
Zamontowano fundamenty dla połowy wiatraków Baltic Power. Jeszcze w tym roku instalowane będą morskie kable wewnętrzne i stacje elektroenergetyczne, których konstrukcje powstały m.in. w stoczniach w Gdyni i Gdańsku. Prace instalacyjne zakończą się w 2026 roku, a wtedy farma ma zacząć dostarczać czystą energię do krajowego systemu.
Projekt otrzymał też niezbędne certyfikaty zgodności, a na lądzie – w gminie Choczewo – trwa budowa infrastruktury przyłączeniowej. W maju uruchomiono też bazę operacyjno-serwisową w Łebie, która będzie wspierać farmę przez cały, 30-letni okres eksploatacji.
Baltic Power ma być także realnym wsparciem dla polskiej gospodarki. Kluczowe komponenty farmy powstają w Szczecinie, Bydgoszczy, Trójmieście, Żarach i Niemodlinie. Zaangażowani są także polscy dostawcy usług geologicznych, projektowych czy logistycznych.
Baltic Power to pierwszy, ale nie ostatni projekt tego typu. W przygotowaniu przez Orlen jest też m.in. Baltic East o mocy 1,5 GW. Nad swoimi projektami pracują też inni inwestorzy: PGE i Ørsted przygotowują budowę morskich farm Baltica 2 i Baltica 3, o łącznej mocy ponad 2,5 GW. RWE rozwija projekt F.E.W. Baltic II, a Polenergia i norweski Equinor planują realizację aż trzech farm: Bałtyk 1, 2 i 3. W sprawie projektów Bałtyk 2 i 3 podjęte zostały ostateczne decyzje inwestycyjne (FID) i zorganizowano finansowanie. Trwa budowa części lądowej (kable, wyprowadzenie mocy na ląd oraz stacje). Na morzu trwa usuwanie kamieni z obszaru, na którym powstanie farma. Natomiast w przypadku projektu Bałtyk 1 złożony zoswtał wniosek o udział w grudniowej aukcji URE.
Przeczytaj też: Jak zapewnić bezpieczeństwo budowy farm na morzu?
W sumie do 2040 roku na polskiej części Bałtyku może powstać nawet 18 GW mocy z morskiego wiatru. To potencjał, który może pokryć około 20–25 proc. krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. W przeciwieństwie do planu budowy elektrowni jądrowej, który zderza się z barierami administracyjnymi, finansowymi i politycznymi, farmy wiatrowe na Bałtyku są namacalnym przykładem tego, jak może wyglądać nowoczesna, bezemisyjna energetyka w Polsce.
Jeśli Polska chce uniezależnić się od paliw kopalnych, ograniczyć emisje i zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne – Bałtyk będzie jednym z kluczowych źródeł tej zmiany.