Partnerzy strategiczni
Orlen
Zwycięstwo po polsku. Największym sukcesem prezydencji była gra na czas ws. klimatu

Największą wygraną polskiej prezydencji w sprawach energetyczno-klimatycznych jest coś, co się nie wydarzyło. To brzmi kuriozalnie, ale rząd odniósł zwycięstwo tylko dlatego, że czegoś nie zrobił. Polska sprawiła, że to komuś innemu wybuchł w ręce granat i to w kontrolowany sposób

Po pół roku kierowania pracami Rady Unii Europejskiej, Polska oddała prezydencję Danii. Przez pierwsze sześć miesięcy 2025 roku to Warszawa sterowała tematami Unii. Podczas prezydencji pod hasłem „Bezpieczeństwo, Europo” Polska nie skupiła się wyłącznie na bezpieczeństwie (przed czym ostrzegaliśmy na naszych łamach), co widać było już po półmetku.

Ministerstwa zdążyły już podsumować i pochwalić się, co osiągnęły w minionym okresie. Są to trudne rachunki, ponieważ państwo kierujące UE ma nadzorować debatę, kreować ją i kierować, a nie wycinać dla siebie coraz to większe kawałki tortu. Warto podkreślać tę specyfikę prezydencji, ponieważ nie brakowało nieuzasadnionych pytań: Co Polska załatwiła sobie podczas prezydencji?

Nie mamy pańskiego celu na rok 2040

Jest wśród tych osiągnięć polskiego rządu przypadek szczególny. To sprawa, którą nadzorowało Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a która jest sporym zwycięstwem, dzięki któremu rząd nie miał otwartego kolejnego frontu. Chodzi o cele klimatyczne i redukcję emisji o 90 proc. do roku 2040. Komisja Europejska ogłoszeniem swoich zamiarów na walkę z kryzysem klimatycznym wywołała pożar i wciąż nie może go ugasić. Sytuację zaogniła decyzja Parlamentu Europejskiego, który nie pozwolił na rozpatrzenie tej propozycji w przyspieszonej procedurze.

Niewiele brakowało, a wszystko to wydarzyłoby się podczas polskiej prezydencji. Tylko jak słyszymy, w MKiŚ zapierano się przed tym rękami i nogami przez sześć miesięcy. Było to też wcześniej nieoficjalnie ustalone z Komisją oraz duńską prezydencją, że tego gorącego kartofla Warszawa nie chce i z chęcią odda. To dlatego mimo wpisania ustalenia celu redukcji emisji na 2040 r. w oficjalne dokumenty KE, jego ogłoszenie było opóźniane.

Podobnie stało się z NDC (ang. Nationally Determined Contributions), czyli krajowymi wkładami w walkę ze zmianą klimatu, ustalane w ramach Porozumienia Paryskiego. KE ma czas do września, aby przedstawić NDC do 2035 roku. Nie nastąpiło to w I połowie tego roku, również ze względu na determinację Polski, aby zajęła się tym duńska prezydencja.

Przeczytaj też: NABE do kosza, MAP ma inne plany na energetykę węglową

Wyglądało to tak, że gdy tylko Polska przekazała Danii pałeczkę, to „embargo” na cel na 2040 rok zniesiono. Wystarczyło, że Kopenhaga przejęła prezydencję i Komisja przedstawiła założenia swoich projektów. Dla Brukseli było to trudne położenie, ponieważ musiała mierzyć się z krytyką za ciągłe przesuwanie publikacji wyczekiwanych propozycji.

Można sobie wyobrazić przebieg wydarzeń, gdyby to za polskiej prezydencji ogłoszono propozycje KE. Zwłaszcza że w MKiŚ dobrze wiedzą, jakie są konsekwencje wyrażania publicznego poparcia dla ambitnych celów klimatycznych. Na początku 2024 roku podczas nieformalnego spotkania unijnych ministrów ds. środowiska Urszula Zielińska wyraziła poparcie dla tego celu. Wiceministerka klimatu otwarcie przyznała, że ten cel trzeba przyjąć. Rozpętało to burzę, prostowało to MKiŚ, a także sama Zielińska.

Udane blokowanie ogłoszenia czegoś, co i tak miało nastąpić pozostaje jednak sukcesem o wymiarze politycznym. Resort klimatu zyskał też w ten sposób dodatkowy czas na przygotowanie się. Ważne, żeby teraz władza udowodniła, że go nie zmarnowała. Od debaty o celach klimatycznych już na pewno nie ucieknie.

ETS 2 wciąż w grze

Nasi rozmówcy z kręgów rządowych przyznają też, że jest jeszcze jedna sprawa, ale nieukończona. Jak pisaliśmy, to za polskiej prezydencji i tuż przed jej startem polski rząd zaczął podejmować starania o modyfikacje w EU ETS 2. Najpierw pojawiła się inicjatywa Francji, a później Paulina Hennig-Kloska publicznie ogłosiła, że trwa walka o przesunięcie terminu wejścia w życie ETS 2, mechanizmu rozszerzający opłaty za emisje m.in. na nowe sektory, takie jak budownictwo. Dodatkowa opłata obejmie paliwa spalane przez gospodarstwa domowe, co budzi najwięcej obaw i obiekcji.

Jak przedstawia się sytuacja? Pod koniec czerwca agencja Reutera ujawniła, że 16 państw podpisało się pod apelem w sprawie nowego, rozszerzonego systemu handlu emisjami. Wystosowały go Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Estonia, Włochy, Łotwa, Litwa, Holandia, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Hiszpania, Czechy i Niemcy.

Zakładając, że udałoby się wypracować kompromis w sprawie zmian, to gdyby przyszło głosować nad tym pomysłem, powyższa lista państw wystarcza na stabilną większość. Jest jednak w tych przypuszczalnych wyliczeniach mały haczyk. Żadne z nich nie mogłoby się wyłamać. Dlatego też krąży opinia, że np. Francja celowo nie podpisała się pod tym dokumentem, choć to kraj żywo zainteresowany przesunięciem w czasie ETS 2 i zmianami w zakresie kreowania cen tego systemu.

Przeczytaj też: Pieniądze z ETS 2 należy wydać mądrze, to będą miliardy złotych

Podobno nie ma pewności co do tego, jak podczas głosowania zachowają się Austria czy Niemcy. Stąd pomysł, żeby nie wszystkie chętne do reformowania państwa już się podpisywały, a były niejako w odwodzie. Spory wkład w wypracowanie tej na razie chybotliwej większości na przyszłość ma Polska.

Jeszcze pod koniec 2024 roku wizja zmian w ETS 2 była traktowana jak mrzonka. Po kilku miesiącach nadal nie wykrystalizowały się zarysy reformy, ale jak słyszymy: wewnętrzna unijna debata na ten temat dotyczy tego, nie czy i kiedy, ale na ile i jak, zmodyfikować wdrażanie ETS 2.

Na stole ma być propozycja przesunięcia wejścia w życie tego mechanizmu o rok albo 2–3 lata. Pisaliśmy wielokrotnie, że sprawa jest nad Wisłą szczególnie polityczna. ETS 2 ma zacząć funkcjonować w 2027 roku, czyli w roku wyborczym – wtedy będzie ponownie wybierany parlament. Przesunięcie harmonogramu da dodatkowy czas (wszystkim państwom członkowskim UE) na przygotowanie się do zmian, ale w przypadku polskich władz dodatkowo uratuje je przed sporym kryzysem.

Ponownie, jak w przypadku celów klimatycznych, tak i przy ETS 2, należy wyraźnie zaznaczyć: od tych decyzji nie da się uciec (nie ma sygnałów o możliwym zwrocie w Unii), więc jeżeli politycy zyskują czas, niech mądrze nim zagospodarują.

Na fotografii Paulina Hennig-Kloska i Wopke Hoekstra / EC - Audiovisual Service

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies