153 mld zł – właśnie taką kwotę do 2032 roku Polska ma zyskać dzięki ETS 2. Rozszerzenie systemu handlu emisjami najczęściej jest wykorzystywane jako polityczny straszak, ale to od władz zależy, czy zmiany potraktują jako szansę, czy problem. T&E właśnie przedstawiło propozycje, mające pomóc w tym, by ETS 2 stał się okazją do przyspieszenia transformacji
ETS 2 to nazwa rozszerzenia systemu EU ETS na budownictwo oraz transport (choć będzie jednocześnie oddzielnym mechanizmem z innymi zasadami), które wejdzie w życie w 2027 roku. Objęcie tych sektorów opłatami za emisje dwutlenku węgla (będą pobierane w momencie zakupu nośników energii jak paliwa samochodowe, gaz czy węgiel) stale wywołuje dyskusje.
Nikt nie ma wątpliwości, że zmiany wpłyną na wzrosty cen, co dotknie szczególnie gospodarstwa domowe ogrzewające się węglem. Pozyskane z opłat pieniądze mają zasilać specjalne fundusze, w tym Społeczny Fundusz Klimatyczny (SFK, dodatkowo finansowany z budżetu państwa). Zbierane środki mają być inwestowane w nowy, zeroemisyjny transport lub źródła ciepła wolne od emisji. Mechanizm jest jednym z elementów Zielonego Ładu i pakietu Fit for 55, nastawionych na dekarbonizację i realizację unijnych celów gospodarczo-klimatycznych.
Przeczytaj też: Półmetek polskiej prezydencji za nami. Co się udało?
Chociaż nie brakuje pomysłów na zmianę harmonogramu dla ETS 2 (o tym w dalszej części materiału), to rozszerzenie systemu zbliża się wielkimi krokami i lepiej mieć na niego pomysł. W szczególności że chodzi o niemałe kwoty, według wiceministerki klimatu i środowiska Urszuli Zielińskiej będzie to nawet 153 mld złotych. Na mniej więcej taką kwotę jeszcze w 2024 roku wyceniano budowę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce (po korekcie wzrosła do 193 mld zł).
Kilka idei na to, jak zagospodarować ETS 2 przedstawiła właśnie organizacja Transport & Environment (T&E). W jej ocenie nowa opłata to wcale nie problem, a szansa na to, aby pomóc obywatelom i obywatelkom Unii Europejskiej w porzuceniu paliw kopalnych, o ile spełnione zostaną pewne warunki. Jak czytamy w raporcie, tylko w latach 2026–2032 ETS 2 przyniesie około 300 mld euro wpływów i można je wykorzystać do uwolnienia społeczeństw UE od importu ropy, gazu czy węgla. Miejsce tych surowców zająłby prąd – a konkretnie zelektryfikowany transport oraz ciepłownictwo wykorzystujące energię elektryczną.
T&E postuluje, że ETS 2 musi mieć usztywniony pułap cenowy (price cap). Obecnie założono, że maksymalna stawka tej opłaty wyniesie 45 euro/tona CO₂ (55 euro/tCO₂, uwzględniając inflację). Kiedy cena przekroczy tę barierę, nastąpi uwolnienie dodatkowych uprawnień. Jednak ten mechanizm nie musi wcale prowadzić do zmniejszenia cen.
Dlatego T&E apeluje, aby pułap usztywnić i dać Brukseli możliwość zablokowania ceny na poziomie 55 euro/tCO₂. Zapewni to przewidywalność i będzie stanowić hamulec w razie gdyby powtórzyły się wydarzenia lat 2022–2023, gdy ceny ETS wystrzeliły.
– Postulujemy mocniejszy mechanizm kontroli cenowej, bo w naszej ocenie założony price cap jest zbyt miękki, należy go zreformować. Jednak to nie wystarczy. Najważniejsze jest odpowiednie zaprojektowanie programów wsparcia na wymianę emisyjnych źródeł ciepła albo walkę z wykluczeniem transportowym. A przede wszystkim: na wsparcie finansowe dla tych, którzy są najbardziej narażeni na poniesienie wyższych kosztów energii – mówi Green-news.pl dyrektor polskiego biura T&E Adam Guibourgé-Czetwertyński, były wiceminister klimatu i środowiska.
Rzeczywiście, organizacja zaleca przeznaczać co najmniej 50 proc. dochodów z ETS 2 na działania na rzecz niwelowania skutków rozszerzenia systemu handlu emisjami. Mogą to być obniżki podatków, dywidendy klimatyczne, dopłaty czy zasiłki. Druga połowa pieniędzy powinna trafić na dotacje na samochody elektryczne, infrastrukturę ładowania, nowe źródła ciepła. Oznacza to też, że zdaniem organizacji należy wszystkie środki z ETS 2 inwestować wyłącznie na wskazane cele. Jak wiemy na przykładzie Polski, już przy ETS 1 były – i są – z tym problemy.
Jednocześnie, T&E proponuje, aby pieniądze z ETS 2 zacząć wydawać już w 2026 roku, a nawet w 2025 w ramach Społecznego Funduszu Klimatycznego. Chodzi o to, by Komisja Europejska uruchomiła pożyczki dla państw członkowskich, które pokryłyby przyszłe zyski z handlu emisjami w rozszerzonej wersji. W ten sposób Polska uzyskałaby 3,8 mld euro „z góry” w 2026 roku, bez czekania na wpływy z ETS 2 czy rozdysponowanie środków z SFK. Dałoby to dodatkowe 12 miesięcy na podjęcie działań i inwestycji w ograniczanie emisji dwutlenku węgla. To także alternatywa na pierwszym etapie wdrażania systemu, aby rzucić większe środki na zielone inwestycje od samego początku.
– Trzeba pewne problemy rozwiązywać wcześniej i ten pomysł wychodzi naprzeciw wyzwaniom związanym z dekarbonizacją. Przecież im szybciej wymieniony zostanie np. emisyjny kocioł, tym lepiej. Więcej aut elektrycznych to niższe emisje i tak dalej – ocenia Guibourgé-Czetwertyński i dodaje: – To jest bardzo ważne, aby te pieniądze rzeczywiście trafiały na właściwe cele, żeby inwestować w takie programy jak znane wszystkim „Czyste Powietrze” czy „Mój prąd”. Ogromne środki z ETS 2 to niemal gotowe narzędzia, dzięki którym można budować takie wehikuły wsparcia.
Ponieważ przy ETS 2 będzie jedna cena emisji dwutlenku węgla w skali całej Unii Europejskiej, pojawia się zasadnicze pytanie: a co jeśli któreś z państw członkowskich będzie się ociągać? Albo odwrotnie: czy nie będzie „nagrody” za szybką dekarbonizację, skoro i tak płaci się uśrednioną cenę? Uwagę na ten problem zwróciło T&E, które wylicza, że same Niemcy odpowiadają za 1/4 całkowitych emisji UE z transportu drogowego i budownictwa.
Doliczając do Niemiec jeszcze Francję i Włochy, to te trzy państwa odpowiadają już za 50 proc. emisji z tych sektorów. Po dołączeniu Hiszpanii i Polski, cała piątka generuje prawie 70 proc. emisji CO₂ w całej wspólnocie. Tak więc właśnie działania tego trio czy też kwintetu będą kluczowe, a odczują to wszyscy w UE.
„Jeśli Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania i Polska nie podejmą wystarczających środków na poziomie krajowym w celu ograniczenia emisji w transporcie drogowym i budownictwie, ceny ETS2 wzrosną dla całej Unii” – stwierdzono w raporcie T&E. To dlatego ważne jest skoordynowanie współpracy i równoległa realizacja planów energetyczno-klimatycznych (NECP, pol. KPEiK) państw UE.
Jednocześnie, na co zwrócono uwagę w analizie T&E, Polska różni się od innych europejskich państw. Co do zasady, obciążenia wynikające z ETS 2 są bardziej dotkliwe dla gospodarstw domowych o niższych dochodach i maleją wraz ze wzrostem rozporządzalnego dochodu. Odwrotny trend jest w przypadku ETS 2 na benzynę, olej napędowy: im wyższe dochody, tym wyższe względne koszty obciążenia opłatą.
Przeczytaj też: MKiŚ wdroży zmiany w systemie handlu emisjami
„Całkowity wpływ ETS 2 na budownictwo i transport różni się w poszczególnych państwach członkowskich. W niektórych krajach, takich jak Polska, gospodarstwa domowe o średnich dochodach ponoszą największe względne obciążenie w stosunku do swoich wydatków. Natomiast w większości państw członkowskich bardziej dotknięte są gospodarstwa domowe o wyższych dochodach, chociaż w krajach takich jak Czechy, Słowacja, Irlandia, Belgia i Luksemburg dotyczy to gospodarstw domowych o najniższych i drugich najniższych dochodach” – czytamy w raporcie organizacji.
Na łamach Green-news.pl stale opisujemy co dzieje się wokół EU ETS 2, ponieważ nie brakuje głosów z europejskich stolic, by rozważyć pewne odstępstwa, może nawet derogacje. Otwarcie mówi o tym także Polska. Przypadek naszego kraju jest podwójnie szczególny. Wejście w życie ETS 2 w roku 2027 oznacza, że wyższe ceny przy zakupie nośników energii pojawią się na rachunkach w roku wyborczym, wtedy odbędą się wybory parlamentarne. Żadna władza nie chciałaby mieć takiego problemu na głowie.
Jednak nie będzie dało się w nieskończoność odsuwać tego, co nieuniknione.
– To, że jakieś przepisy wejdą w życie rok, czy dwa lata później, to jedynie odsunięcie problemu w czasie. On wróci, a trzeba będzie sobie z tym poradzić. Dlatego proponujemy te zmiany i wierzymy, że jest przestrzeń, aby je wprowadzić – podsumowuje Guibourgé-Czetwertyński.
Fot. grafika wygenerowana przez ChatGPT