Partnerzy strategiczni
Orlen
Roślinny burger staje w gardle europosłom. Pokłóćmy się, co nazywać mięsem, bo nie mamy innych problemów

Najwyraźniej jest czas ratować mięsne burgery, choć płoną inne fronty w Europie. Ostatnie głosowanie Parlamentu Europejskiego pokazuje, że kiedy Unia zajmuje się nieważnymi drobnostkami, to nagle zyskuje poklask

Niemięso, wegetariańskie czy wegańskie mięso, mięso roślinne – długo by wymieniać, jak nazywane są alternatywy dla mięsa „właściwego”. Dookreślenie służy temu, aby naprowadzić konsumenta na to, że jest to zamiennik, ale taki, który fakturą, smakiem, czy innymi walorami, nawiązuje do produktów zwierzęcych.

Nie w smak – dosłownie – jest ten stan rzeczy tradycyjnej branży mięsnej. We Francji w 2022 roku wywalczyła sobie prawo do tego, aby tylko produkty „prawdziwie” mięsne nazywać mięsem. Podobnie uczyniły Włochy. Zarówno Paryż, jak i Rzym, nie stały się jednak ostojami tradycji. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że państwa nie mogą samodzielnie wprowadzać takich zakazów. Branża roślinna triumfowała. Ale triumf ten jest krótkotrwały.

Ile mięsa w mięsie

Z wyznaczenia roślinno-mięsnych granic nie zrezygnowano. 8 października Parlament Europejski zagłosował za tym, aby produkty bezmięsne wytworzyły sobie własne nazewnictwo. Wcześniej Komisja Europejska proponowała tylko, aby wykluczyć możliwość nazywania czegoś „wegańskim kurczakiem” czy wołowiną. W PE rozszerzono definicję, a zakazane ma być nazywanie roślinnych zamienników np. stekiem, burgerem czy kiełbasą.

Przeczytaj też: Nie wszystkie roślinne zamienniki mięsa są zdrowe

„Za” zmianami głosowało 355 europosłów i europosłanek. „Przeciw” było 247. Zwycięstwo może nie jest miażdżące, ale pokazuje, jakie są nastroje w Strasburgu i Brukseli. Przepisy i zakaz nazywania roślinnych produktów „mięsnymi” nie wejdą jednak w życie bez zgody Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej, a więc zgody państw członkowskich. Do tego długa droga, bo 8 października PE jedynie pokazał, czego oczekuje.

Ze stanowiska PE cieszą się rolnicy, obawiający się, że ich hodowle będą malały z roku na rok (podobnie ich dochody). Z uznaniem przyjęły ją też różne środowiska. Wieloletni europoseł Platformy Obywatelskiej Janusz Lewandowski pokusił się nawet o stwierdzenie w serwisie X (dołączając zdjęcie steka):

Zdrowy rozsądek górą. Przegłosowaliśmy, by nie zniesławiać steków i wędliny. Ani „stek roślinny” ani „burger vege”, gdy nie ma w nich śladów mięsa! Amatorów vege szanuję, ale stek ma być prawdziwy, a nie udawany.

Unia mogłaby zajmować się naprawdę poważnymi tematami, w końcu trwa technologiczna rywalizacja z USA i Chinami, są lata zapóźnień do nadrobienia w rozwoju zielonych rozwiązań. Jednak pochylono się akurat nad tym.

Cegła, rolada, paluszek. O absurdzie słów kilka

Ja osobiście problemu nie widzę. Nie wiem, może Janusz Lewandowski kiedyś się pomylił przez to pomieszanie z poplątaniem i kiedy w menu natrafił na punkt „roślinny stek” to zamówił i nie otrzymał krwistego kawałka mięsa.

Jak dotąd nie zdarzyło mi się pomylić na półce produktu niemięsnego z mięsnym. Roślinne niemal krzyczą, że nie są mięsem. Natomiast, przyznaję, ich nazwy wskazują na kształt zamienników. Można więc znaleźć kotlety, nuggetsy, kąski – do wyboru, do koloru.

Spór o nazywanie mięsa to jakby teraz ogłosić, że cegłą można nazywać jedynie ten budulec, który wykonano z gliny. Najlepiej własnoręcznie wydobytej i potem uformowanej.

A co z „paluszkami rybnymi” lub „paluszkami meksykańskimi”? Może czas na ogólnopolską akcję protestacyjną, że paluszek to może być w paczce z takim tataropodobnym jegomościem i wara od paluszków, bo te są wypiekane ze zbóż? Jak nazywanie „chipsów salami” ma się do pozycji rolników uprawiających ziemniaki? Czy kupując roladę lodową znieważamy wielosetletnią tradycję mięsnych rolad?

Częściej mam wrażenie, że niby prawdziwe mięso udaje mięso, a dobry produkt jest wypierany przez podobny, gorszej jakości zamiennik. I najważniejsze: kiedy ostatni raz pomyliliście na półce „niemięso” z mięsem?

Zagadnienie, nad którym pochylił się PE, jest czysto językowe. A język, choćbyśmy go zaklinali nie wiadomo jak bardzo, ewoluuje. Jeśli coś nazywa się „kotletem sojowym” to po prostu wygląda jak kotlet, ale jest z soi. Czy kotlet jajeczny narusza prawa kotleta schabowego? Można tak długo.

Poklask zyskuje więc stanowisko nie tylko oderwane od rzeczywistości, ale i w pewnym sensie szkodliwe dla unijnej debaty. Jak widać, są nakazy i zakazy, które PE może wprowadzać, jak właśnie ten przeze mnie opisywany. Czy ktoś widział oburzenie, że PE „nakaże nam jak nazywać mięso”? No.

Absurd pełen szans i na pohybel tradmięsnej propagandzie

Jeżeli stanowisko PE się utrzyma, to producenci roślinnych zamienników będą musieli wykazać się niemałą kreatywnością, aby na nowo ponazywać swoje produkty. Idąc dalej: przecież ponownie trzeba będzie je zgłaszać, definiować. Nie umiem sobie wyobrazić, ile papierkowej roboty będzie to wymagało.

Przeczytaj też: Diety roślinne pomogą w walce z epidemią otyłości

Ta sytuacja ma jednak i jasną stronę. Jeżeli ktoś myślał, że wegetariańskie i wegańskie produkty są w odwrocie, to lobbing za ukróceniem ich ekspansji na poziomie nazewnictwa temu przeczy. Jedni wybierają je dlatego, że są mniej obciążające dla środowiska (tu polecam materiał Demagoga na ten temat), inni ze względów zdrowotnych, a jeszcze inni nie chcą przyczyniać się do zabijania zwierząt.

A wyprzedzając ewentualne embargo, nieśmiało podpowiadam: kto pierwszy rzuci na półki „roślinne grudy mocy” lub „grochowo-sojowe paski patelniane”, ma mój portfel. Na pohybel tradmięsnej propagandzie! All rights reserved oczywiście.

KATEGORIA
STYL ŻYCIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies