Globalne wysiłki na rzecz spowolnienia ocieplenia klimatu potrafią przynieść efekty. Gdyby nie zobowiązania z Porozumienia Paryskiego, mielibyśmy więcej dni upalnych
To chyba najczęściej podnoszony argument przeciwników podejmowania różnych działań na rzecz walki z przyspieszającymi zmianami klimatu, że dotychczasowe inicjatywy nie przekładają się na realne osłabienie np. globalnego ocieplenia. Niedawny raport Climate Central i World Weather Attribution (WWA) po części rozprawia się z takimi tezami. Jak się okazuje, coś się zmienia, tylko tego nie widzimy.
Przyczynkiem dla twórców raportu stało się Porozumienie Paryskie, a konkretnie – równo dekada od podpisania tego dokumentu. Przyjrzeli się temu, jak od 2015 roku zmieniły się prognozy w zakresie ocieplenia klimatu i jak to – niewidocznie – przełożyło się na naszą codzienność.
Przeczytaj też: Już za niedługo rekord ciepła z 2024 roku będzie przeszłością
Dziesięć lat temu zakładano, że do końca XXI w. średnia temperatura na Ziemi wzrośnie o 4 stopnie Celsjusza. Jak wyliczyli ponownie analitycy Climate Central i WWA, dzięki realizacji zobowiązań dekarbonizacyjnych z Porozumienia Paryskiego, prognoza spadła do 2,6°C (pod warunkiem utrzymania w mocy wszystkich zobowiązań).
Oczywiście, dalej to niebezpieczna wartość z perspektywy życia na naszej planecie. Należy jednak zaznaczyć, że analitycy skupili się na dowiedzeniu, że sytuacja i tak uległa poprawie.
Mniejsze niż prognozowane ocieplenie w perspektywie całego wieku, przełożyło się na inny czynnik: mniejszą liczbę upalnych dni. Według metodologii przyjętej przez WWA i Climate Central, upalne dni to takie, które są cieplejsze niż 90 proc. temperatur zmierzonych między latami 1991–2020.
Gdyby świat pozostał na trajektorii z roku 2015, takich dni byłoby 114. Jednak stopniowa rezygnacja z paliw kopalnych i inne działania na rzecz klimatu sprawiły, że takich dni było o 57 mniej, a więc o połowę, niż mogłoby wystąpić.
Pisaliśmy przed kilkoma miesiącami, że relacja upały–klimat jest szczególna. Im częściej temperatury przekraczają normy (a dzieje się tak przez ocieplenie klimatu), tym więcej potrzeba energii elektrycznej – mieszkańcy globu próbują się chłodzić. To zamknięte koło: każda kolejna włączona klimatyzacja, pompa ciepła (w trybie chłodzenia), sprawia, że wzrasta zużycie energii elektrycznej. Prąd „na zawołanie” dostępny jest natomiast najczęściej z paliw kopalnych, gazu i węgla.
Przeczytaj też: Maleją szanse na globalny ETS dla transportu morskiego
Ostatni raport, choć niesie powiew optymizmu, nie powinien zakrzywiać szerszego spojrzenia na postępujące zmiany. Rok 2024 był nie tylko najcieplejszym w historii pomiarów, ale i pierwszym, kiedy średnia globalna temperatura wyszła poza ostrożnościową granicę. Była o 1,6°C wyższa niż poziom pomiarów oszacowanych dla lat 1850–1900.
Tymczasem ocieplenie 1,5°C jest traktowane jako cienka czerwona linia, której lepiej nie przekroczyć. Ostrzegano przed tym w Porozumieniu Paryskim. Maksymalny, dopuszczalny (choć to umowne) wzrost średniej temperatury na Ziemi to 2°C, ale i on przyniesie fatalne dla życia skutki. W dodatku średnia ponad 1,5°C miała zostać osiągnięta dopiero około 2034 roku, więc nastąpiło to niebezpiecznie szybko.
Jak widać, jedna wygrana bitwa nie przesądza o wyniku wojny.
Fot. fala upałów w Niemczech w 2022 roku / EC - Audiovisual Service / European Union, 2022