Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Trwa szczyt klimatyczny COP26 w Glasgow. Czego się po nim spodziewać?

Rozmowy w Glasgow są określane mianem szczytu ostatniej szansy. Krytycy zdążyli nazwać to wydarzenie fiaskiem, jeszcze zanim się zaczęło. A jak jest naprawdę?

Od 1 do 12 listopada w Glasgow trwa konferencja klimatyczna ONZ – COP26. Z roku na rok szczyty klimatyczne budzą coraz więcej emocji. Ten w Glasgow już został określony zarówno jako spotkanie ostatniej szansy, jak i dowód na to, że została ona zmarnowana. Dlatego warto wyjaśnić, czego w gruncie rzeczy dotyczą rozmowy prowadzone tym razem przez przedstawicieli niemal 200 krajów ONZ.

Przeczytaj też: Ruszyła największa w Polsce elektrownia słoneczna

Tegoroczne negocjacje klimatyczne w Glasgow w bezpośredni sposób wynikają z ustaleń, jakie wyznacza Porozumienie paryskie (zawarte w Paryżu na COP21 w grudniu 2015 roku). Zgodnie z nim, światowym celem jest ograniczenie wzrostu globalnych temperatur do wartości poniżej 2 stopni Celsjusza oraz dążenie do utrzymania go na poziomie 1,5 st. C. Aby to osiągnąć, co 5 lat wszystkie państwa mają przedkładać, a następnie realizować nowe, wyższe od poprzednich plany redukcji emisji gazów cieplarnianych.

A zatem Glasgow jest czasem rozliczania tego, co dotychczas udało się osiągnąć. Rozmowy będą dotyczyć też celów na lata 2030 i 2050 i np. finansowania niskoemisyjnej transformacji oraz pomocy państwom uboższym.

Warto zaznaczyć, że Polska delegacja, choć jak zawsze obecna na COP, nie ma bezpośredniego przełożenia na przebieg negocjacji. Nasz kraj jako państwo członkowskie UE siada do rozmów pod wspólną flagą z dwunastoma złotymi gwiazdkami na błękitnym tle. A cele UE są już określone: ograniczenie emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. w stosunku do 1990 roku (zgodnie z zapisami pakietu Fit for 55) oraz osiągnięcie neutralności klimatycznej w roku 2050.

Globalny problem z realizacją zapisów Porozumienia paryskiego polega na tym, że emisje gazów cieplarnianych powinny spadać już teraz, i to szybko. Redukcja do 2030 roku powinna wynieść 45 proc. Tymczasem mimo coraz bardziej alarmistycznych apeli naukowców i widocznych gołym okiem skutków zmian klimatu, rządy poszczególnych krajów wciąż nie mogą porozumieć się co do tempa zmian i obciążeń, jakie trzeba na siebie wziąć.

Bardzo ważne jest to, że na forum ONZ nie rozmawia się o bieżącym poziomie emisji, tylko o emisjach historycznych. Dlatego argument o tym, że obecnie to Chiny są największym emitentem CO2 na świecie, jest zupełnie nietrafiony. Historyczną odpowiedzialność za wytrącenie ziemskiej atmosfery ze stanu równowagi ponoszą głównie Stany Zjednoczone i Europa. Kraje Azji usiłują dopiero osiągnąć poziom państw rozwiniętych pod względem rozwoju gospodarczego i zamożności społeczeństw.

Jakiekolwiek zmiany w globalnej agendzie klimatycznej wymagają zgody wszystkich państw członkowskich ONZ. To sprawia, że ustalenia na szczytach COP nie przynoszą co roku przełomowych decyzji. I w tym roku również takiego przełomu nie będzie. Widać to już po wystąpieniach oficjeli, którzy otworzyli rozmowy. Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii mówił o rosnącym zniecierpliwieniu społeczności międzynarodowej. António Guterres, sekretarz generalny ONZ powiedział wręcz, że uzależnienie ludzkości od paliw kopalnych sprawia, że sami kopiemy sobie grób.

Przybyło, co prawda, krajów przyjeżdżających na szczyt klimatyczny z zapowiedzią neutralności klimatycznej. Do grona tego dołączyły Indie, które zapewniają, że osiągną zerową emisję netto do 2070 roku. Pozytywną stroną składanych przy okazji COP26 zapowiedzi jest to, że dziesięć państw, głównych emitentów CO2 zapowiada dążenie do neutralności klimatycznej. Jednak suma tych deklaracji to o wiele za mało, by ograniczyć wzrost globalnych temperatur na taką skalę, o którą apelują naukowcy i uniknąć katastrofy klimatycznej.

Aktywiści tymczasem grzmią, razem z Gretą Thunberg, że zapowiedzi polityków to zwykłe „bla, bla, bla”. Młodzieżowe organizacje wzywają świat do pilnych działań i odchodzenia od paliw kopalnych nie za trzydzieści czy pięćdziesiąt lat, ale już teraz. I jeśli patrzeć na sprawy w ten sposób, to faktycznie świat nadal idzie w stronę klimatycznej przepaści.

Przeczytaj też: Jeśli pszczoły wyginą, będziemy mieć kłopoty

Jak wynika z zestawienia przygotowanego przez ONZ na COP26, w 2030 roku globalne emisje CO2 będą o 16 proc. wyższe niż w 2010 r. Poziom światowych temperatur będzie do końca wieku o 2,7 st. C. wyższy niż w epoce przedindustrialnej. Nadal jesteśmy więc daleko poza ścieżką, o którą apelują naukowcy. Jak jednak mówi tytuł filmu, o którym niedawno w green-news.pl pisaliśmy – „Nadzieja umiera ostatnia”. Jeśli nie w tym roku, to w kolejnych kraje świata mogą porozumieć się w kwestii odchodzenia od ropy, węgla i gazu. Choć faktycznie, im później to nastąpi, tym bardziej będzie kosztowne, zarówno w wymiarze finansowym, jak i humanitarnym.

Foto: sesja otwierająca COP26/UNFCC Flickr

KATEGORIA
KLIMAT
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ
TAGI: KLIMAT, COP26

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies