Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Król węgiel jest nagi, za to zielona rewolucja może stać się polskim atutem

Nadszedł wreszcie czas, by do polityki klimatycznej podejść w Polsce na poważnie, a nie jak do fanaberii kilku szalonych ekoterrorystów. Spowalniająca strefa euro ma dostać w bok „zieloną ostrogę”, wyrzucając paliwa kopalne z rynku

To, że podczas szczytu Rady Europejskiej Polska wraz z trzema innymi krajami nie poparła planu osiągnięcia przez UE neutralności klimatycznej w 2050 roku, nie oznacza bynajmniej, że sprawa trafiła do szuflady. Wręcz przeciwnie, nad przesłuchaniami kandydatek i kandydatów na nowych komisarzy unosi się duch polityki klimatycznej. UE szykuje się do kolejnego skoku w dal.

W Parlamencie Europejskim mości się najmocniejsza w historii frakcja Zielonych, a nominowana na przewodniczącą KE Niemka Ursula von der Leyen ma najmocniejszy mandat polityczny od dawna i już zapowiedziała zaostrzenie narzędzi ochrony klimatu. Na horyzoncie jawi się widmo jesiennej dyskusji o neutralności klimatycznej podczas kolejnego posiedzenia Rady Europejskiej. I nie przez przypadek połączono ją z tematem nowego budżetu UE.
Tymczasem w Polsce w przedwyborczym amoku politycy partii rządzącej uparcie fedrują w poszukiwaniu górniczych głosów wygadując niestworzone historie o świetlanej przyszłości węgla. Kreskówkowe szpagaty przy przygotowaniach do budowy węglowego molocha Elektrowni Ostrołęka, ogłoszenie inwestycji w prawdopodobnie najdroższą elektrociepłownię węglową w Puławach (1,1 mld zł za blok o mocy 100 MW), czy choćby celebra inwestycji w nowe kopalnie, to najciekawsze składniki smogu absurdu jakim zaciąga się aktualnie polski rząd. Wygląda na to, że politycy PiS albo nie wierzą w to co szykuje Bruksela, albo bezgranicznie ufają w siłę „weta” na Radzie Europejskiej. Jest jeszcze możliwość, że nie wiedzą, bądź nie interesują się tym, co dzieje się poza rodzimym podwórkiem. Wszystkie te scenariusze są dla Polski równie niebezpieczne.

Przeczytaj też: Redukcja emisji CO2 kosztuje biliony złotych?

Pomysł pierwszy – „weto”

Dla wyznawców tego mitycznego narzędzia stosowanego podczas obrad Rady Europejskiej może to być wiedza niewygodna, ale ono po prostu nie działa. Nic nie broni Komisji Europejskiej proponować legislacji, która jest zgodna z wolą większości, a tak jest właśnie w przypadku neutralności klimatycznej. To prawda, że maszyneria brukselskich instytucji dąży do kompromisu i nie lubi podejmować decyzji przy głosach sprzeciwu, ale z konieczności okazjonalnie to czyni. Jestem wręcz przekonany, że jeśli w następnym głosowaniu nad datą osiągnięcia neutralności klimatycznej polski premier znów będzie przeciw, to będziemy świadkami pierwszego pakietu klimatycznego przyjętego większością głosów. A jeśli chodzi o pomysły niektórych polityków o odrzuceniu polityki klimatycznej, czy niestosowaniu jej narzędzi w Polsce, to pozostaje się jedynie pobłażliwie uśmiechnąć.

Po drugie – najnowsze plany Brukseli

Aby zobaczyć, jakie narzędzia forsować będzie nowa Komisja, warto prześledzić list do Parlamentu Europejskiego desygnowanego na komisarza ds. klimatu Fransa Timmermansa. List opublikowany na stronach Parlamentu zawiera odpowiedzi na pytania posłów przed zbliżającymi się przesłuchaniami kandydatów na komisarzy i jest niezwykle interesujący z naszego punktu widzenia. Otóż kandydat na wiceprzewodniczącego Komisji zapowiada tam nie tylko, że w ciągu pierwszych 100 dni swojego urzędowania zaproponuje legislację klimatyczną ustanawiającą datę osiągnięcia neutralności klimatycznej UE na 2050 r. (to kolejny dowód na marny pożytek z awantury na Radzie Europejskiej).

Jest tam również obietnica zaostrzenia celów polityki energetyczno-klimatycznej na 2030 r., czyli redukcji emisji CO2, zwiększenia udziału OZE oraz poprawy efektywności energetycznej. Jeśli chodzi o CO2, to pada nawet konkretny cel, czyli 50 proc. redukcji do 2030 r. Pojawia się też postulat nowelizacji legislacji o opodatkowaniu nośników energii oraz obietnica wyeliminowania subsydiów do wszystkich paliw kopalnych. Jeśli komuś zabrakło oddechu, proszę siadać, to jeszcze nie koniec.

Bardzo ciekawe jest to, że tym razem polityka klimatyczna nie będzie się sprowadzała tylko do celów redukcyjnych. Nowa Komisja zamierza wdrożyć cały szereg instrumentów ofensywnych. Zaliczają się do nich instrumenty finansowe, czyli New Green Deal oraz Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Europejski Bank Inwestycyjny ma się przekształcić w Europejski Bank Klimatyczny. Aż ćwierć nowego budżetu UE będzie prawdopodobnie przeznaczona na działania związane z klimatem. Komisja ma też zaproponować cło węglowe, aby bronić europejskich przemysłów energochłonnych.

Kto w ogóle wymyślił, że chcemy komisarza ds. rolnictwa?

Warto pamiętać, że energetyka, na której w Polsce koncentruje się uwaga polityków, to sektor najłatwiejszy do dekarbonizacji. W gospodarce są dziedziny, które do celów klimatycznych w porównaniu do energetyki dostosować będzie piekielnie trudno. Jedną z nich jest rolnictwo, o którego nadzorowanie w KE walczy Janusz Wojciechowski. Jakim cudem ktoś w Warszawie wpadł na pomysł, że rolnictwo jest wymarzoną teką dla Polski – nie wiem. Klimatyczne ambicje UE sprawiają, że dla Polski nowa legislacja płynąca z tego działu Komisji będzie bardzo niewygodna. Zamiast pieniędzy na każdą krowę będzie ewentualnie dofinansowanie do dekarbonizacji. Przynajmniej 40 proc. środków wspólnej polityki rolnej ma być przeznaczonych na zadania związane z ochroną klimatu. No i dla porządku – pamiętajmy, że ewentualnym szefem pana Wojciechowskiego w Komisji byłby Frans Timmermans. Jeśli więc tekę uda się objąć, nie będzie miał łatwych zadań nasz komisarz. Łapanie równowagi między oczekiwaniami polskich rolników a wytycznymi swojego brukselskiego szefostwa oznaczałoby praktycznie codzienną ekwilibrystykę. Pilates i ćwiczenia na zdrowy kręgosłup mogą się tu mocno przydać.

Wydaje się, że między Warszawą a Brukselą różnica stanowisk w kwestiach ochrony klimatu jeszcze nigdy nie była tak duża. W Polsce obowiązująca linia partii rządzącej to wciąż klimatyczny sceptycyzm z jądrowym makijażem. Rozwój odnawialnych źródeł energii to nie zaplanowana polityka rozwojowa, ale warunek przeżycia spółek energetycznych szukających rozpaczliwie rentownych projektów, a także przemysłu inwestującego w swoje źródła wytwarzania by bronić się przed drogim prądem na rynku hurtowym.

Przeczytaj też: KGHM postawi własne farmy słoneczne

„Jakoś” już nigdy nie będzie

W tym europejskim kontekście przygotowania do negocjacji w Warszawie przypominają pracę maszyny losującej wypluwającej z niczym niezwiązane liczby, które będzie można wpisać w cyrograf dekarbonizacji. Liczą się wybory i głosy górników, a w Brukseli jakoś to będzie. W końcu zawsze się udawało.

Pospolite ruszenie w wersji 2.0 tym razem nie może się udać, bo myślenie o tym, czym jest polityka klimatyczna, jest w Polsce wciąż w okolicach pierwszego pakietu klimatycznego i wprowadzania w życie systemu handlu emisjami. Tymczasem nowa Komisja jest prawdopodobnie najmocniejsza politycznie w historii naszej obecności w Unii i zdeterminowana do transformacji CAŁEJ europejskiej gospodarki w kierunku zeroemisyjnym. Spowalniająca strefa euro ma dostać w bok zieloną ostrogę, wyrzucając paliwa kopalne z rynku. Za klimat odpowiadał będzie wiceprzewodniczący Komisji, który dostał mocny mandat do integrowania elementów polityki klimatycznej ze wszystkimi narzędziami stosowanymi na jednolitym rynku, od przemysłu, przez transport i energię, po infrastrukturę, konkurencję i rolnictwo. To prawdziwa rewolucja, która może oznaczać przewrót w wielu branżach i koronację nowych rynkowych liderów.

W tej nowej rzeczywistości przyszedł czas, żeby wreszcie do polityki klimatycznej podejść w Polsce na poważnie, a nie jak do fanaberii kilku szalonych eko-terrorystów. W pierwszej kolejności powinny powstać analizy w jakim tempie i jakim kosztem mogą obniżać emisje poszczególne sektory gospodarki. Po drugie, jak najszybciej powinna rozpocząć się głęboka reforma sektora elektroenergetyki. W Polsce państwo jest właścicielem praktycznie całej bazy wytwórczej. Można zatem i trzeba podzielić firmy energetyczne na nowo, aby dać kilku z nim nowy oddech, a chociażby szansę na przetrwanie. Aktywa węglowe wzorem niemieckim powinny powędrować do jednej spółki, jako tzw. bad bank. Powinna też zostać wydzielona spółka oparta wyłącznie o portfel projektów OZE, bez bagażu paliw kopalnych.

Zielona rewolucja może być polskim atutem

Po trzecie, zastanówmy się wreszcie jak przekuć zieloną rewolucję w polski atut. Energetyka na węglu to nie całe nasze bogactwo narodowe. Mamy rzeszę małych i średnich firm specjalizujących się w technologiach środowiskowych. Trzeba im w końcu podać rękę. Po czwarte, rząd powinien wreszcie zdobyć się na odwagę i przyznać, że król węgla jest nagi. Tak, górnictwo w Polsce jest na równi pochyłej. Wydobycie nie będzie już tańsze, a popyt magicznie nie ruszy do góry. To początek końca branży i zaklęcia o światłej jej przyszłości w Polsce są nie fair w stosunku do górników, ale też do młodych ludzi, którzy dopiero myślą o kształceniu się w tym kierunku.

To tylko najważniejsze elementy z długiej listy działań, które trzeba podjąć, by postarać się dołączyć do grona państw strategicznie planujących nowoczesną politykę gospodarczą. Jesteśmy świadkami początku nowej rewolucji przemysłowej, w której klimat staje się integralną częścią gospodarki. Zamiast machać szabelką grożąc nic niewartym wetem, warto zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Takie wyjście po prostu się Polsce opłaca.

Fot: Komisja Europejska

KATEGORIA
KLIMAT
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies