Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Autobusy elektryczne nie zawsze są dobrym pomysłem. Pokazuje to przypadek Gdańska

Trójmiejska „Gazeta Wyborcza” opisuje, jak cieniem na jakości komunikacji zbiorowej kładzie się stawianie na elektryczne pojazdy. Nie zawsze „zieleniej” musi oznaczać „lepiej”

„Tak ekologia niszczy transport publiczny. Drogie „zabawki” zamiast dobrej oferty” – artykuł pod takim właśnie tytułem ukazał się w wydaniu „Gazety Wyborczej” w Trójmieście. Jego autor Michał Jamroż wylicza, że w Gdańsku brakuje pieniędzy na to, by przywrócić stan komunikacji zbiorowej do kondycji sprzed pandemii. Odczuwalne jest to zwłaszcza w przejazdach autobusami. Liczba pokonywanych przez nie kilometrów spadła, a jednocześnie rosną koszty ich obsługi.

Maleje też liczba pasażerów, a to podwójny problem. Do budżetu trafia mniej pieniędzy ze sprzedaży biletów, a jednocześnie mieszkańcy przesiadają się do samochodów. Pokazują to zresztą dane Gdańskiego Badania Ruchu, które wskazują, że maleje udział podróży transportem publicznym, a rośnie – samochodami. Skutek jest taki, że zwiększają się emisje z transportu.

Przeczytaj też: Pierwszy kamień milowy polskiej elektromobilności

W tym kontekście autor tekstu formułuje zarzut pod adresem władz miasta: magistrat deklaruje chęć poprawienia jakości powietrza i realizuje ten cel kupując drogie, zeroemisyjne autobusy. Jednocześnie nie dba o istniejące połączenia i rozwój oferty dla pasażerów.

Gdańsk, o czym mogliście przeczytać też na łamach green-news.pl, jeszcze w 2022 r. zadeklarował, że nie będzie kupował autobusów z silnikami diesla i postawi na elektryczne pojazdy. Ulicami miasta już jeździ 18 elektrycznych autobusów, a w przyszłym roku dołączą do nich te napędzane wodorem – będzie ich 10.

Naładowanie ich energią elektryczną lub zatankowanie wodorem podniesie koszt każdego przejechanego kilometra. Cenę podbijają zwłaszcza pojazdy wodorowe (będące jednocześnie elektrycznymi). „ZTM potrzebuje dodatkowo 9,1 mln zł rocznie tylko na to, aby zastąpić 10 autobusów spalinowych pojazdami wodorowymi” – czytam.

Przeczytaj też: MKiŚ pokazuje, gdzie powstaną stacje dla elektryków i aut wodorowych

Nikt nie ma wątpliwości, że transformacja jest i będzie kosztowna – także ta w transporcie. Natomiast gonienie za nią za wszelką cenę nie zawsze musi przynieść oczekiwane efekty. Może przykład z Gdańska będzie formą przestrogi dla innych miast w Polsce (a zainteresowanie niskoemisyjnym transportem rośnie), by nie wpaść w podobną pułapkę. Nie jest to odosobniony przypadek, takie błędy popełniano już m.in. w Niemczech (po roku wycofano się z pomysłu wodorowej kolei na rzecz bateryjnej) czy we Francji (zamiast 51 wodorowych autobusów zamówiono bateryjne).

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies