Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Przyczajony indyjski tygrys może zagrozić chińskiemu smokowi. Wielkie oczekiwania na rynku wiatraków

Indie mogą rzucić Chinom wyzwanie w sektorze energetyki wiatrowej. Według analityków mają ogromne możliwości

Globalna Rada Energii Wiatrowej (GWEC) i firma doradcza Mec+ w najnowszym raporcie wieszczą Indiom świetlaną przyszłość. Jak czytam w „Wind Energy Market Outlook 2023-2027”, choć już na koniec 2022 roku Indie miały ogromną, bo wynoszącą 121 GW moc zainstalowaną w odnawialnych źródłach energii (OZE), to będą potrzebować jej jeszcze więcej.

W samej tylko energetyce wiatrowej do 2030 roku mają osiągnąć moc około 140 GW. Najlepiej byłoby, gdyby zrealizowały ten cel, korzystając z turbin rodzimej produkcji. Rozwijając krajowy potencjał mogłoby również stać się eksporterem technologii.

Przeczytaj też: Mniej nowych wiatraków, a liczba problemów rośnie

Żeby tak się stało, Indie powinny zwiększyć możliwości produkcyjne w obszarze wiatraków. Na razie możliwości krajowych fabryk sięgają około 11,5 GW rocznie. „Indie mogą odegrać kluczową rolę w łańcuchu dostaw dla sektora energetyki wiatrowej” – przekonują autorzy raportu, zaznaczając, że potencjał jest spory i wystarczy tylko wzmocnić krajowy rynek oraz postawić na badania i rozwój technologii wiatrowych. Rozwiązaniem ma być też przyciągnięcie zagranicznych inwestorów, by właśnie tam otwierali nowe zakłady.

Dlaczego akurat Indie miałyby stać się jednym z najważniejszych rynków i dostawców? GWEC opisuje, że Chiny po pandemii COVID-19 dalej borykają się z wieloma problemami, choć pozostają najtańszym producentem turbin. Jednak nie zawsze cena jest kluczowa – wiatraków od chińskich dostawców nie kupią choćby amerykańskie firmy, podobnie europejskie, które chcą wspierać rodzimy przemysł, nawet jeśli do tego dopłacają.

Właśnie w tę lukę miałyby celować Indie. W przeliczeniu na 1 MW turbiny, te hinduskie kosztują ok. 0,65 mln euro, gdy chińskie – ok. 0,41 mln. Najdroższe są turbiny składane w Indiach przez zagraniczne podmioty, jak Vestas czy GE. Gdyby jednak rodzimym producentom – jak np. Suzlon – udało się obniżyć koszty, mogliby śmiało rzucić rękawicę chińskim rywalom.

Przeczytaj też: Europejskie inwestycje w fabryki baterii do aut zagrożone

Kluczowe będzie m.in., czy Indie uniezależnią się od importu komponentów z Chin i postawią na te produkowane u siebie (co wymaga kolejnych nakładów finansowych na nowe zakłady). Kierunek jest przyszłościowy, bo na całym świecie przybywa państw, które stawiają sobie coraz bardziej wyśrubowane cele klimatyczne, a by je zrealizować, będą potrzebować nowych OZE.

Moment na próbę „doskoczenia” do Chin jest dobry, nie tylko dla Indii, ale i reszty producentów. Jak pisze w swoim ostatnim tygodniku Polski Instytut Ekonomiczny, gospodarkę Państwa Środka czeka spowolnienie w II połowie 2023 r., a kraj wciąż nie otrząsnął się z restrykcyjnej polityki „zero COVID”.

KATEGORIA
OZE
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies