Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Znów zaciska się turoszowski węzeł. Problem jest nowy, ale narracja rządu w sprawie Turowa ta sama co wcześniej

Rząd decyzję sądu nazywa „bezprawiem” i grzmi, że kopalni Turów nie zamknie. Tymczasem sąd tylko wyraził wątpliwości co do ważności decyzji środowiskowej

Jeśli ktoś liczył, że prawno-polityczna batalia wokół Elektrowni Turów zakończyła się wraz z zapłaceniem przez Polskę unijnych kar, to może czuć się mocno rozczarowany. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że decyzja Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska określająca środowiskowe uwarunkowania dla kopalni Turów powinna zostać tymczasowo wstrzymana. Dlaczego? Zdaniem sądu istnieje „niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody w środowisku”. Postanowienie to nie jest prawomocne i druga strona – tj. Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Polska Grupa Energetyczna (PGE jest właścicielem kopalni oraz elektrowni Turów) mogą złożyć zażalenie do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Decyzję GDOŚ zaskarżyły m.in. organizacje Frank Bold, niemiecki i czeski Greenpeace oraz Eko-Unia. Decyzja środowiskowa dla Turowa była podstawą, na której oparto wydanie koncesji dla kopalni należącej do PGE. Ostatnie, wiążące postanowienie w sprawie koncesji pochodzi z lutego 2023 r. – wydało je MKiŚ.

Przeczytaj też: Nie było warto szarpać się o Turów

Sprawa jest zagmatwana, dlatego na wstępie warto zaznaczyć: nie chodzi o koncesję, którą Czesi zaskarżali do Komisji Europejskiej, a która trafiła potem do Trybunału Sprawiedliwości UE, a ostatecznie – kosztowała Polskę setki milionów złotych. Wydatki te były niezbędne, by osiągnąć porozumienie z Pragą. Wtedy jednak awantura dotyczyła koncesji wydanej jeszcze przez poprzedniego ministra klimatu Michała Kurtykę w „przyspieszonym” trybie, którego polskie przepisy już nie przewidują. Tamta zgoda umożliwiała wydobycie węgla w Turowie do 2026 r. Potem zezwolenie było modyfikowane (więcej o sprawie w tekście Awantura za pół miliarda coraz bliżej końca. Ekran w Turowie za 24 mln zł wycisza czeskie roszczenia).

Sprawa koncesji ciągnie się za Turowem i PGE od 2015 roku. Dotyczy zezwolenia na wydobycie węgla brunatnego z odkrywki w tzw. worku turoszowskim na Dolnym Śląsku. Po korekcie poprzedniej koncesji (tej do 2026 roku) pojawiła się druga. Bazuje ona na nowej decyzji środowiskowej i umożliwia działanie kopalni aż do 2044 roku.

Jak wyjaśnia w rozmowie z green-news.pl Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna z Frank Bold, WSA w Warszawie uznał, że na obecną chwilę istnieją przesłanki, by sądzić, że decyzja środowiskowa mogła zostać wydana z uchybieniem prawa. Stąd zabezpieczenie, czyli tymczasowe wstrzymanie wykonania tej decyzji. To jednak tylk jeden z etapów batalii administracyjno-sądowej. Do ewentualnego zamknięcia czy wstrzymania wydobycia w Turowie jeszcze długa droga.

Obecnie WSA ma trzy miesiące na rozpatrzenie, czy rzeczywiście decyzja środowiskowa została wydana z uchybieniami zgłoszonymi przez organizacje. – GDOŚ wydał decyzję środowiskową w październiku 2022 roku mimo zarzutów i uwag, m.in. tych zgłaszanych przez nas. Zapowiadaliśmy zaskarżenie tej decyzji, a mimo wszystko na jej podstawie Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało zgodę na przedłużenie koncesji. Resort miał świadomość, że skarga trafiła do sądu, a jednak w lutym przedłużył koncesję odkrywce w Turowie – podsumowuje Stupkiewicz.

To nie pierwsze zwycięstwo organizacji pozarządowych ws. koncesji obowiązującej do 2044 roku – w lutym 2022 r. wygrały, gdy uchylono rygor natychmiastowej wykonalności decyzji środowiskowej dla kopalni Turów.

Radczyni z Frank Bold stawia sprawę jasno: kwestia Turowa i koncesji tak zagmatwały się przez ostatnie lata, że trudno się dziwić mnożącym się interpretacjom prawnym. – W naszej opinii nie istnieją dwie koncesje dla kopalni. Owszem, była jedna, ta ważna do 2026 r., jednak tegoroczna decyzja MKiŚ sprawiła, że obowiązuje „nowa” koncesja do 2044 r. wydana na podstawie zaskarżonej przez nas decyzji środowiskowej. Na razie nie można przewidzieć, co wydarzy się dalej, czy kolejna decyzja WSA doprowadzi do wstrzymania wydobycia. Organizacjom pozarządowym zależy na przejrzystości postępowań i uwzględnianiu głosu społeczeństwa w tak ważnych sprawach – mówi Stupkiewicz.

Dlatego mamy dwie różne interpretacje: jedna mówi, że PGE ma zabezpieczoną koncesję co najmniej do 2026 r. Druga – przedstawiona przez Frank Bold czy Greenpeace – że obowiązuje ta do 2044 r. i skoro jest podparta zaskarżoną decyzją, to działanie odkrywki już teraz może być zagrożone.

Przeczytaj też: Indie wstrzymują plany budowy nowych elektrowni węglowych

Co to wszystko oznacza? Na obecną chwilę niewiele, to dopiero początek batalii, a więcej dowiemy się po kolejnych decyzjach WSA i działaniach MKiŚ oraz PGE. Niezależnie od argumentów strony społecznej, na ten moment trudno oczekiwać, że sąd nakaże wstrzymać wydobycie węgla brunatnego w Turowie. Bez węgla z tej odkrywki nie będzie działać Elektrownia Turów, dysponująca mocą 2 GW i zapewniająca dostawy energii elektrycznej dla sporej części kraju. Ten sam argument padał w trakcie sporu z Czechami – Polska nie może sobie pozwolić, by elektrownia zniknęła z energetycznej mapy kraju, a przynajmniej jeszcze nie teraz. I to właśnie ten argument podnosi PGE oraz premier, Jacek Sasin czy ministerka klimatu Anna Moskwa.

– Nie trzeba wykonywać wyroku, bo wyrok sądu, który nie bierze pod uwagę interesu Polaków, a interesy obcych, to bezprawie – mówił dzień po ogłoszeniu postanowienia sądu (nie wyroku) premier Mateusz Morawiecki.

– Jeśli tylko wyborcy pozwolą w październiku, to nie pozwolimy zamknąć tej kopalni – zapewniał szef rządu w trakcie środowej konferencji prasowej, dodając, że Platforma Obywatelska z pewnością pozwoliłaby na taki ruch. W wystąpieniach rządzących zabrakło jednak bezpośredniego odniesienia się do meritum sprawy. Po konferencjach wiadomo tylko, że PGE będzie odwoływać się od postanowienia WSA.

Fot. KPRM

Okiem redaktora

Znów słyszymy buńczuczne zapowiedzi, że władza nie pozwoli, by cokolwiek w kwestii wydobycia w Turowie się zmieniło. Obóz rządzący składa obietnice, że jeśli utrzyma się przy władzy, to pozostanie gwarantem bezpieczeństwa i nie zgodzi się na wykonanie żadnej decyzji sądu, która może mieć negatywne skutki dla kraju. Padają zarzuty, że działania aktywistów są inspirowane z Niemiec czy Czech.

 

Taki przekaz to jednak tylko przygrywka przed kampanią wyborczą. Politycy nie odnoszą się do sedna problemu ws. Turowa. Podobnie było, gdy uwagi zgłaszała Praga: odwracano uwagę od politycznych i merytorycznych błędów, jakie popełniono po polskiej stronie. Uwagę społeczeństwa przekierowywano na to, że nie wolno wyłączać elektrowni oraz że UE za głęboko ingeruje w krajowe decyzje. Drugi raz widzimy też emocjonalną reakcję polityków i grożenie widmem zamknięcia kopalni i pozbawienia tysięcy ludzi pracy. Jak się to skończyło, wszyscy wiemy.

 

Nie sposób jednak nie zauważyć, że ważny element systemu energetycznego kraju, którym przecież jest elektrownia Turów, ma właściwie „ciągłe problemy z prawem”. I to jest prawdziwe wyzwanie, któremu politycy nie potrafią sprostać, przez co cały czas istnieje pole do zaskarżania decyzji np. GDOŚ. Od sporu z Czechami minęło już trochę czasu, w którym można było usunąć przynajmniej część prawnych dylematów wokół Turowa i nie narażać się na kolejne spory. Tymczasem jest czerwiec 2023 r., a nie wiadomo nawet, kto ma rację w sprawie koncesji. Jak widać, wbrew przysłowiu, Polak nie jest mądrzejszy po szkodzie.

Kacper Świsłowski

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies