Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Przemysł czeka na elektrownię jądrową. Polskie firmy w końcu sprawdzą się w kraju

W Polsce mamy do czynienia z ciekawą sytuacją: bloków jądrowych nie ma, ale krajowy przemysł przez lata zebrał mnóstwo doświadczeń za granicą

Polski program jądrowy nie ma najlepszej prasy i trudno się temu dziwić. Betonowe fundamenty nieukończonej EJ Żarnowiec straszą do dziś. Jeśli chodzi o spółki, które mają zbudować nową elektrownię, to najczęściej mówi się o nich w kontekście (niemałych zresztą) pieniędzy wydawanych na utrzymywanie kolejnych zarządów. Efektów ich pracy tymczasem nie widać, bo program utknął i przez lata nie posuwał się nawet o centymetr.

Gdyby dotrzymano terminów z pierwszego Programu Polskiej Energetyki Jądrowej z 2014 roku (PPEJ), to właśnie ruszałaby praca pierwszego bloku. Obecnie, po aktualizacji PPEJ, za dwa lata będziemy mogli mówić o sukcesie, jeśli zakończy się cała saga związana z pozwoleniami dla pierwszego bloku. Nareszcie wybrano potencjalną lokalizację elektrowni, padło na gminę Choczewo (lokalizacja znana jako „Lubiatowo-Kopalino”).

Budowa ma natomiast rozpocząć się w 2026 roku. Jeszcze przed końcem bieżącego roku oczekiwany jest wybór dostawcy technologii. Potencjalnych oferentów jest trzech. Francuski EDF i koreańskie KHNP już przedstawiły swoje propozycje, do końca lata poznamy natomiast ofertę amerykańskiego Westinghouse. Jesienią bieżącego roku ma zapaść natomiast jedna najważniejszych decyzji, czyli wybór technologii dla programu jądrowego.

Polski przemysł przygląda się atomowi

Pomimo tych wszystkich opóźnień, po raz kolejny wróciła wiara w to, że tym razem projekt się powiedzie. Nie tylko za sprawą czynników takich, jak m.in. wojna w Ukrainie atom przeżywa renesans w Europie. Jak dotąd, ani razu od 1989 roku program energetyki jądrowej nie posunął się jeszcze tak daleko jak teraz, a rząd twardo stoi na stanowisku, że zdania nie zmieni i bloki powstaną.

Przeczytaj też: Raport poprzedzający budowę EJ „w oparciu” o technologię z USA

Ostatnie miesiące sprawiły, że umiarkowany optymizm udzielił się też polskim firmom, które kolejny już raz szykują się do projektu.

Polska jest ciekawym przypadkiem na atomowej mapie – choć nie ma bloków jądrowych na własnym terytorium, to lista firm, które mają kompetencje związane z energetyką jądrową, ciągle się wydłuża. Od lat krajowi wykonawcy pracują przy projektach poza granicami kraju, a teraz dostaną okazję, by te doświadczenia wykorzystać w Polsce. I nie są to spółki, których potencjalny udział w budowie ograniczy się do budowy infrastruktury towarzyszącej, jak np. dróg. Mogą dostarczać bardziej skomplikowane elementy do bloków jądrowych.

W katalogu Ministerstwa Klimatu i Środowiska „Polish Industry for Nuclear Energy” z 2021 roku wyróżniono prawie 400 firm, które mają wystarczające przygotowanie, by włączyć się w program jądrowy. Blisko 80 z nich w okresie 2011-2021 brało udział w pracach budowlano-montażowych lub wyprodukowało komponenty dla obiektów jądrowych. MKiŚ – wynika tak z dokumentów związanych z PPEJ – zakłada, że polski przemysł będzie miał 40 proc. udział w projekcie atomowym.

Fragment prezentacji MKiŚ na temat potencjału polskich firm

Wiele z tych biznesów znajduje się na Śląsku, a wśród nich jest m.in. Famet, który w przeszłości obrabiał termicznie korpus turbiny do elektrowni jądrowej Darlington w Kanadzie, dostarczał wyposażenie do fińskiej Olkiluoto 3 (np. podgrzewacze niskoprężne), a obecnie wytwarza wymienniki ciepła dla Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii. Jeszcze dłuższe CV ma Elektrobudowa z Tych, wchodząca w skład grupy Zarmen, która specjalizuje się w konstruowaniu szynoprzewodów (służą do wyprowadzania mocy z generatorów), bez których nie obejdzie się żadna większa elektrownia, nie tylko jądrowa. Firma dostarczała swoje instalacje albo brała udział w naprawach na całym świecie, m.in. w elektrowniach jądrowych Flamanville, Paks, Olkiluoto czy Hartplepool.

Ciekawym przypadkiem na tej „atomowej liście” jest Ecol z Rybnika, który zajmuje się czyszczeniem elementów elektrowni i swoje zespoły wysyłał do Czech, Słowacji, a także do Ukrainy i Rosji (te kierunki z wiadomych względów został porzucony po lutym 2022 roku).

Przedstawiciele tych firm zgodnie wskazują, że nie ma bardziej skomplikowanych projektów od tych jądrowych. Nie z powodu technologii, bo ta w wielu przypadkach jest ta sama jak dla konwencjonalnych elektrowni. Operatorzy elektrowni jądrowych naprawdę wysoko zawieszają poprzeczkę w kwestiach bezpieczeństwa i jakości, w dodatku prace na terenie bloków wiążą się z dostępem do strategicznej infrastruktury. Bez wzajemnego zaufania obydwu stron, budowanego latami i podpartego latami doświadczeń, trudno o sukces w sektorze jądrowym.

Walka o local content

Choć w przemyśle – nie tylko w wymienionych firmach – rosną oczekiwania wobec programu jądrowego, to w tej chwili sytuacja nie jest dla niego najlepsza. Przemysł ciężki mocno odczuwa skok cen stali, problemy z łańcuchami dostaw. Famet rocznie przetwarza 70 tys. ton stali, a do listy problemów musi dopisać jeszcze rosnące ceny prądu. Pozostaje mieć nadzieję, że rynek w najbliższych latach się ustabilizuje, bo ułatwiłoby to też oszacowanie kosztów budowy elektrowni w Polsce.

Przeczytaj też: Polacy już szkolą się w USA. Przyjrzą się reaktorom Westinghouse

Program jądrowy w Polsce może odwrócić trochę dotychczasowy trend, że krajowe firmy nastawione były wyłącznie na eksport swoich rozwiązań i konstrukcji. W niedalekiej przyszłości mogą otrzymać szansę zdobycia lub zwiększenia doświadczenia w tym sektorze, ale co do jednego nie ma wątpliwości: nie zagrają pierwszych skrzypiec w projekcie. Nie dlatego, że mają zbyt małe kompetencje, ale potencjalni dostawcy technologii mają swoich, preferowanych kontrahentów dostarczających np. turbiny czy generatory.

Potencjalni dostawcy technologii, EDF, KHNP i Westinghouse, już od miesięcy monitorują sytuację, podpisując umowy strategiczne z firmami z Polski. W tym wypadku także mamy do czynienia z podejściem czysto biznesowym: zapewnienia, że wesprze się lokalne podmioty (local content), dając im zlecenia, to dodatkowa karta przetargowa i atut w trakcie negocjacji kontraktu. Dodatkowo dostawcy obniżają sobie w ten sposób koszty, bo wielu komponentów nie będą musieli sprowadzać spoza Polski.

Zgodnie z planami z PPEJ pierwszy blok jądrowy w Polsce miałby zacząć prace w 2033 roku, następnie co dwa, trzy lata mają być uruchamiane kolejne. Łącznie ma powstać sześć bloków o mocy od 6 do 9 GW.

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies