Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Rada Reklamy krytycznie o „kampanii żarówkowej”. WWF chce sprostowania

Wróciła sprawa słynnej kampanii, która zalała polskie miasta. Biorąc pod uwagę ostatnie komunikaty, usłyszymy o niej jeszcze więcej, choć już w innym kontekście

Rada Reklamy stwierdziła „fakt łamania standardów rzetelnego przekazu reklamowania” w tzw. kampanii żarówkowej. „Zespół Orzekający wskazał, iż informacja o tym, że za 60 proc. kosztów energii odpowiada polityka klimatyczna Unii Europejskiej, może być zrozumiana w taki sposób, iż ww. polityka klimatyczna odpowiedzialna jest za 60 proc. ceny za prąd, jaki do zapłaty otrzymuje konsument detaliczny. To z kolei stanowi nieprawdę” – brzmi orzeczenie Rady Reklamy, które zostało nagłośnione przez WWF. Ta kampania ma być „zbyt daleko posunięta i uproszczona”, przez co wprowadza konsumentów w błąd.

W ocenie tego gremium, jeżeli kampania opierałaby się na informowaniu o tym, że 20 proc. ceny za prąd stanowią opłaty związane z polityką klimatyczną, to można byłoby ten przekaz wybronić. Wspomniane 20 proc. to wyliczenia m.in. Komisji Europejskiej i Forum Energii.

Przeczytaj też: Węgiel królem niemieckiej energetyki w 2021 roku

Za „kampanię żarówkową” (nazwaną tak od żarówki, która miała pokazywać, ile ceny produkcji prądu pochłaniają zielone, unijne certyfikaty) odpowiada Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie, w skład którego wchodzą spółki zależne największych energetycznych koncernów, a więc m.in. Taurona, PGE, PGNiG i Enei. Billboard w Warszawie z tymi tezami doczekał się nawet przeróbki, której dokonali aktywiści z Greenpeace. Po „poprawkach” napisy głosiły: „Polskie elektrownie manipulują” i „Węgiel = droga energia, wysokie ceny”.

„Żarówkowa” kampania do sprostowania

Kampania miała kosztować 12 mln zł, a wystartowała w momencie, gdy było już wiadomo, że w 2022 roku będą kolejne podwyżki cen energii, a rząd wprowadzał tarcze antyinflacyjne. Termin, w którym się zaczęła i przekaz (na billboardach zamieszczono informację „Opłata klimatyczna UE to aż 60 proc. kosztów produkcji energii”), sprawiły, że od razu wzbudziła kontrowersje.

Przeczytaj też: Awantura o ceny energii: łatwo manipulować

Co ważne, ta część kampanii spółek energetycznych była outdoorowa (prowadzona na zewnątrz), ale w sieci można było znaleźć też jej odpowiedniczkę, skierowaną bezpośrednio do klientów spółek energetycznych. To element korespondencji dołączanej do rachunków za prąd. Tak samo jak ta na billboardach, dotyczyła kosztów cen energii, ale nie użyto tam wytrychu o „kosztach cen produkcji energii”. Na grafice dołączonej do rachunku za prąd pisano: „Struktura uśrednionych kosztów wpływających na cenę energii elektrycznej”. Tam również pokazywano na żarówce, że 59 proc. tych kosztów to rzekomo unijne certyfikaty, co było jeszcze większą manipulacją niż ta zawarta w kampanii billboardowej.

WWF po tej decyzji Rady Reklamy wystąpiło z żądaniem do Polskich Elektrowni, by usunęły pozostałe reklamy i sprostowały nieprawdziwe informacje, przy jednoczesnym przyznaniu, że koszty emisji CO2 to około 20 proc. rachunku za prąd. „Liczymy też, że kampania odkłamująca będzie miała równie szeroki zasięg, co zaskarżona reklama” – zaznacza organizacja.

Zdjęcie: Greenpeace Polska/Flickr, CC BY-ND 2.0

KATEGORIA
ENERGIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ
TAGI: UE, ENERGETYKA

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies