Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Kalifornia walczy ze skutkami ogromnego wycieku ropy. Nie są jeszcze znane przyczyny awarii

Udało się ustalić miejsce wycieku, ale co do powodu katastrofy brane pod uwagę są różne scenariusze. Niezależnie od przyczyn do oceanu dostało się ok. 500 tys. litrów ropy

Trwa badanie skutków wycieku ropy z rurociągu znajdującego się nieopodal wybrzeży Kalifornii. Awaria nastąpiła 2 października br. Do Pacyfiku wydostało się około pół miliona litrów ropy naftowej. Władze stanowe były zmuszone do zamknięcia części najpopularniejszych plaż Południowej Kalifornii. Plama kleistej mazi niebezpiecznie zbliża się do wybrzeża. Już teraz są na nie wyrzucane martwe ryby i ptaki. Zdjęcia satelitarne pozwalają częściowo ocenić skalę problemu. Udało się też zlokalizować miejsce wycieku. Ropa wydostawała się z instancji zarządzanej przez Beta Offshore, firmę podległą naftowemu gigantowi Amplify Energy Corp. z Texasu.

Eksperci wskazują, że obecna katastrofa będzie miała poważniejsze skutki niż ta u wybrzeży Santa Barbara w 2015 roku. Co spowodowało awarię? Prawdopodobnie wiek infrastruktury przesyłowej. Brana pod uwagę jest jeszcze inna hipoteza.

Przeczytaj też: Nowe badanie: Polacy, którzy nie wierzą w zmianę klimatu są w mniejszości

Mająca 10 km długości plama ropy jest trudnym przeciwnikiem dla służb ratowniczych. Usuwanie skutków wycieku dodatkowo spowalnia zła pogoda. Lokalne służby ratownicze obawiały się burz, deszczu i wiatru. Część z tych obaw niestety okazała się słuszna. Pogoda powinna poprawić się w drugiej połowie tygodnia. Do tego czasu na pewno ucierpi wiele zwierząt. Lokalna prasa informowała, że ropa może wpłynąć do rezerwatu Talbert Marsh, w którym znajduje się wiele unikatowych mokradeł. – To jedna z najbardziej niszczycielskich sytuacji, z jakimi społeczność miała do czynienia od dziesięcioleci – oceniła burmistrz Kim Carr.

Zaskakujący jest fakt, że awarię najpierw zauważyli przebywający na wybrzeżu ludzie, a nie system monitorowania. Mieszkańcy okolicznych domów skarżyli się, na unoszący się w powietrzu zapach ropy. Dopiero po ich interwencji władze stanowe wszczęły działania.

Dzień przed awarią rurociągu w jego okolicy odnotowano wiele statków czekających na wejście do portu. To budzi domysły, czy któryś z nich nie spowodował uszkodzenia leciwej instalacji kotwicą. Zdaniem ekspertów nawet jeśli tym razem, to nie byłby efekt wieku infrastruktury, to trzeba pamiętać, że z biegiem czasu ryzyko wystąpienia poważnych uszkodzeń w rurociągach rośnie. Budowane w latach 80-tych, a nawet wcześniej, stają się poważnym zagrożeniem dla środowiska. – Te platformy zostały zbudowane 40 lat temu i były wystawione na działanie silnego wiatru, stoją w trudnych warunkach na morzu – to są bomby zegarowe, które już zaczęły tykać, tylko kwestią czasu jest, gdy przeciekać – przewiduje Miyoko Sakashita, dyrektorka programu oceanicznego w Center for Biological Diversity.

Przeczytaj też: Bałtyk to jedno z najbardziej zanieczyszczonych mórz na świecie. Chce mu pomóc Orlen

Kalifornia od dziesięcioleci nie pozwalała na odwierty u swoich wybrzeży, a rząd federalny wstrzymał dzierżawy terenów na morzu. Może się jednak okazać, że najnowasza katastrofa ekologiczna na morzu, niedaleko Los Angeles, przyspieszy debatę na temat przyszłości rurociągów. Już teraz pojawiają się głosy, że ze względów bezpieczeństwa powinno zostać zlikwidowanych kilkaset kilometrów infrastruktury przesyłowej łączącej w tym rejonie 23 platformy. Jedenaście z nich nie wydobywa już ani ropy ani gazu, a pięć wyłączonych z użycia jest na wczesnym etapie likwidacji. Los pozostałych sześciu nie jest jeszcze znany. To efekt sporów pomiędzy firmami zarządzającymi tą infrastrukturą. Demontaż wiąże się z koniecznością poniesienia dużych kosztów, żaden z udziałowców nie chce wyłożyć milionów dolarów na instalację, z której już nie ma zysków.

Tymczasem stare platformy to gigantyczne budowle. Największa ma wysokość porównywalną z Empire State Building. Pozostaje otwartą kwestią, czy rozbierać je w całości, czy pozostawiać ich podstawy, na których morskie stworzenia będą mogły budować nowe rafy. Kompleksowe rozwiązanie tej kwestii spoczywa w rękach administracji prezydenta Joe Bidena.

Dla Kalifornii pozbycie się artefaktów związanych z wydobyciem ropy i gazu ma dodatkowe znaczenie. To stan, który w ostatnich latach nawiedzały susze, zmagał się z ogromnymi pożarami, które są efektem zmian klimatu. Jednocześnie wyznaczył sobie bardzo ambitne cele klimatyczne. W Kalifornii do 2030 roku 60 proc. energii powinno pochodzić z odnawialnych źródeł. Piętnaście lat później OZE powinny tam pokrywać 100 proc. zapotrzebowania na prąd.

Zdjęcie: Zachary Theodore on Unsplash

KATEGORIA
EKOLOGIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies