Dwa lata po przejęciu władzy przez rząd Donalda Tuska polska transformacja energetyczna nadal tkwi między planami a rzeczywistością. Rząd poprawił komunikację z biznesem i Brukselą, ale nie podjął kluczowych decyzji. OZE, atom i górnictwo wciąż czekają na realne działania
Kiedy w grudniu 2023 roku Donald Tusk obejmował władzę, wielu komentatorów – także w branży energetycznej – mówiło o „drugim otwarciu” polskiej transformacji. Miał to być koniec polityki blokowania inwestycji w wiatr, koniec wojny z Komisją Europejską i początek partnerskiego podejścia do biznesu, który chciał inwestować w zieloną energię. Po dwóch latach można już postawić pytanie: co z tego zostało? I trzeba sobie otwarcie powiedzieć – liczyliśmy na więcej.
W środę 15 października, dwa lata po wygranych wyborach, Donald Tusk odwiedził lokalizację w gminie Choczewo, w której powstać ma pierwsza polska elektrownia jądrowa. Powiedział tam, że przygotowywana inwestycja to „soczewka tego, co się dzieje dzisiaj w Polsce”. – To jest też Polska w budowie, Polska, która decyduje się na wielki skok energetyczny – mówił Tusk.
Warto jednak przypomnieć, że Donald Tusk informował już raz o podjęciu przez rząd decyzji o rozpoczęciu polskiego programu energetyki atomowej. Było to w styczniu 2009 roku. Rząd był inny, a energia z atomu miała popłynąć do sieci w 2021 roku. 16 lat później coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że utknęliśmy w fazie permanentnego szykowania się do skoku. Pytanie natomiast brzmi – czy w ogóle istnieje plan, by ten skok wykonać. I nie chodzi już o samą elektrownię jądrową, tylko również o cały szereg projektów transformacyjnych.
Rząd Tuska rzeczywiście poprawił jakość komunikacji z przedsiębiorcami. Jednak żadne rozmowy nie zastępują decyzji i ogólne tempo rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE) na przestrzeni ostatnich dwóch lat w Polsce pozostaje poniżej oczekiwań. Nadal zmagamy się z kluczowymi problemami: modernizacja sieci elektroenergetycznej postępuje zbyt wolno, repowering istniejących farm wiatrowych utknął w interpretacjach prawa, a sektor energetyczny działa głównie w trybie gaszenia bieżących problemów.
Największe rozczarowanie to brak postępu w transformacji górnictwa. Umowa społeczna z 2021 roku nadal nie została zatwierdzona przez Komisję Europejską. Ministerstwo Przemysłu w Katowicach funkcjonowało raczej symbolicznie niż decyzyjnie. Nie ma nowego harmonogramu odchodzenia od węgla ani instrumentów wsparcia dla pracowników. Transformacja górnictwa – kluczowy element całego procesu – utknęła w martwym punkcie. Tymczasem popyt na węgiel radykalnie się kurczy i już w 2030 roku może spaść do poziomu, który będą w stanie zaspokoić trzy – cztery kopalnie.
Przygotowana przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska aktualizacja Krajowego planu na rzecz energii i klimatu (KPEiK) oraz poprawa relacji z Brukselą to sukcesy rządu. Cóż jednak z tego, że KPEiK mamy, skoro nie trafił on na czas do Brukseli. Efekt jest taki, że Polska została w ostatnich dniach pozwana do TSUE za niedostarczenie ostatecznie zaktualizowanego dokumentu. Plan bez decyzji i harmonogramu wdrożenia to wciąż tylko papier. Brakuje jasnych sygnałów dla przedsiębiorstw i inwestorów, którzy potrzebują pewności, by planować rozwój w perspektywie dekad.
Podczas gdy Warszawa szuka kompromisów i opóźnia decyzje, Europa przyspiesza. Niemcy rozwijają magazyny energii i sieci przesyłowe, Francja finalizuje decyzje o nowych reaktorach jądrowych, Hiszpania i Włochy integrują OZE z siecią. Polska ma potencjał, by dołączyć do czołówki, ale bez przejścia z fazy planów do wdrożeń ryzykujemy pozostanie w tyle – z wyższymi cenami energii, wolniejszym spadkiem emisji niż w Unii i deficytem finansów publicznych rosnącym m.in. na skutek ciągłych dopłat do nierentownego górnictwa.
Można powiedzieć, że rząd Donalda Tuska przywrócił w niektórych obszarach racjonalność debaty o energetyce i odblokował część procesów, ale nie wykorzystał kapitału zaufania, jaki dostał od społeczeństwa i biznesu. Transformacja wymaga więcej niż dialogu i intencji – wymaga decyzji, odwagi i konsekwencji. Po dwóch latach widać jedno: Polska stoi w pół drogi, a ambitny „skok energetyczny” wciąż pozostaje wizją.
Foto: Kancelaria Premiera, X. Donald Tusk na terenie przyszłej elektrowni jądrowej