Premier deklaruje szybki rozwój energetyki wiatrowej na lądzie mimo prezydenckiego weta. Pomóc miałoby nowe rozporządzenie
Mam dobrą wiadomość dla Polek i Polaków, a złą dla pana prezydenta. I tak będziemy zwiększali, i to radykalnie, moc z wiatraków na lądzie. To w tej chwili najtańsze i najszybsze w realizacji źródło prądu – powiedział premier Donald Tusk w środę podczas otwartej dla mediów części Rady Gabinetowej. Jego słowa to zaskoczenie w świetle tego, że zaledwie kilka dni wcześniej prezydent Karol Nawrocki zawetował przedstawioną przez rząd ustawę wiatrakową.
– Wiatraki będą powstawały i znaleźliśmy już sposoby, by mocą rozporządzenia zintensyfikować nasze działania, także weto będzie mało skuteczne. Być może pan prezydent będzie niezadowolony, ale ja będę usatysfakcjonowany – dodał Tusk.
Przeczytaj też: Czy ktoś namówi Nawrockiego na wiatraki?
Szef rządu nie przedstawił żadnych szczegółów. W podobnym tonie wypowiedziała się w serwisie X ministerka klimatu Paulina Hennig-Kloska: „– Budujemy Rządową Strategię Rozwoju OZE w oparciu o realizację uzgodnionych już inwestycji w elektrownie wiatrowe na lądzie” – zakomunikowała. Według niej moc wiatraków miałaby się podwoić w ciągu pięciu lat.
Mimo weta prezydenta będziemy wspierać rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce. Budujemy Rządową Strategię Rozwoju OZE w oparciu o realizację uzgodnionych już inwestycji w elektrownie wiatrowe na lądzie. To pozwoli podwoić moc energii z wiatru w ciągu pięciu lat. Będziemy też… pic.twitter.com/9WsYPIFykk
— Paulina Hennig-Kloska (@hennigkloska) August 27, 2025
To kolejne zaskoczenie, bo jeszcze niedawno szefowa resortu klimatu zapowiedziała, że we wrześniu do Sejmu trafi projekt nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii. Miałby on zawierać komponent deregulacyjny i ułatwiać inwestycje w energetykę wiatrową na lądzie.
Ze względu na dynamikę, z jaką składne są kolejne polityczne deklaracje, branża pozostaje sceptyczna. – Dla realnego rozwoju rynku energetyki wiatrowej w Polsce kluczowe dzisiaj jest stworzenie stabilnych, przewidywalnych ram prawnych – wskazuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Po wieloletnich bojach, jakie obserwowaliśmy wokół branży wiatrowej w ostatnich latach, trudno dziś oczekiwać, by inwestorzy decydowali się na wielomilionowe inwestycje na podstawie samego tylko rozporządzenia, które można równie szybko wprowadzić, jak i wycofać.
Przeczytaj też: Fotowoltaiczna ekspansja Dino
Słowa premiera i minister klimatu wskazują na polityczną determinację, by zwiększać moc wiatru w Polsce, ale nie do końca idą w parze z tym, czego naprawdę potrzebuje branża. Inwestorzy oczekują ram prawnych, które pozwolą planować projekty w perspektywie dekady, a nie miesięcy. Zapowiedzi rozwiązań „mocą rozporządzenia” czy deklaracje o nowej ustawie, składane zaledwie kilka dni po zawetowaniu poprzedniej, wzmacniają poczucie niepewności zamiast je redukować.
Tak długo, jak komunikaty z najwyższego szczebla pozostaną w logice działań doraźnych, branża wiatrowa nadal będzie balansować między oczekiwaniem a sceptycyzmem. A to oznacza, że kolejne megawaty pozostaną na papierze, zamiast zasilać system.