Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Bilet miesięczny za 9 euro, który testowali Niemcy, także w Polsce? Raport wskazuje, że skończyłoby się to katastrofą

Główną przeszkodą wcale nie byłyby pieniądze. Problem Polski z transportem publicznym jest dużo szerszy

Niemcy zakończyli już akcję z biletem na komunikację publiczną za 9 euro miesięcznie (obowiązywał przez wakacje od czerwca do sierpnia), ale zamierzają ją rozszerzyć. Jak już pisaliśmy w green-news.pl, na początku listopada tego roku osiągnięto wstępne porozumienie w sprawie biletu miesięcznego za 49 euro („Deutschlandticket”), który będzie ważny w całych Niemczech. Zasady będą takie same jak w przypadku biletu za 9 euro – na jego podstawie będzie można bez limitów korzystać z transportu publicznego, także na poziomie regionalnym. Najprawdopodobnie bilet zacznie obowiązywać od 1 kwietnia 2023 roku. W Bundestagu trwają prace legislacyjne mające na celu wskazanie źródeł finansowania tego pomysłu.

Przeczytaj też: Dolna Saksonia porzuca spalinowe pociągi

Bilet za 9 euro miał pomóc w walce z kryzysem energetycznym i promować korzystanie z transportu zbiorowego. Oszacowano, że dzięki biletowi, z którego skorzystało kilkadziesiąt milionów osób, udało się uniknąć emisji nawet 2 mln ton CO2. Choć idea wydaje się słuszna, to za Odrą sporo debatowano o sensowności takiego sztucznego i okresowego zachęcania obywateli, by z prywatnych aut przesiadali się na transport zbiorowy. Ponieważ wiele osób chciało skorzystać z tej okazji, niemiecka kolej miała mnóstwo problemów z obsługą połączeń.

Jak zwykle bywa z pomysłami u zachodniego sąsiada, w Polsce szybko zaczęto dyskutować o podobnym rozwiązaniu. Jednak zdaniem Piotra Chrzanowskiego, Joanny Fabiszewskiej-Solares i Krzysztofa Krawca, autorów opracowania „Bilet w nieznane. Czy wprowadzenie polskiego odpowiednika „9-euro-ticket” ma sens?” – na razie nie ma takiej możliwości.

W publikacji udostępnianej przez WiseEuropa czytam, że bilet za 9 euro miał więcej wad, niż się wydaje. Część dotychczasowych pasażerów komunikacji zbiorowej zrezygnowała z niej, gdy pojawiło się więcej podróżujących, zachęconych tanim biletem. Poza tym tanie przejazdy obowiązywały okresowo, więc po tym, jak promocja się skończyła – wiele osób wróciło do korzystania z prywatnych aut.

Dlaczego podobny pomysł miałby nie wypalić nad Wisłą? Zdaniem autorów publikacji, problem wcale nie leży w ewentualnym braku pieniędzy na dopłaty do ujednoliconego biletu. Polska ma tak źle skoordynowany transport kolejowy, zbiorowy i miejski, że poza dużymi miastami bilet nie sprawdziłby się jako alternatywa dla samochodu. „Dziury” w polskiej kolei, które opisywaliśmy, oraz wieloletnie wygaszanie PKS-ów i innych form transportu publicznego, przyczyniły się do powstania białych plam, w obszarze których komunikacja 2-3 razy dziennie, albo wcale. Część społeczeństwa i tak by więc nie skorzystała z taniego, ujednoliconego biletu.

Przeczytaj też: Warszawa szuka oszczędności. W planach własne farmy słoneczne

Żeby w ogóle zacząć myśleć o ujednoliconym bilecie, należałoby poprawić stan transportu zbiorowego w kilku płaszczyznach. „Istniejący system już teraz ma problemy z wydajnością w obszarze infrastruktury i taboru. Wprowadzenie polskiego odpowiednika „biletu za 9 euro” mogłoby znacząco zwiększyć ten problem, powodując frustrację u dotychczasowych pasażerów” – piszą autorzy publikacji dodając, że prowadzenie takiego biletu w Polsce doprowadziłoby tylko do jeszcze większego chaosu i uwydatniło wszystkie problemy transportu zbiorowego, i to niemałym kosztem. Dlatego ich zdaniem podobny bilet w Polsce „nie byłby korzystny dla systemu”.

KATEGORIA
TRANSFORMACJA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies