Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Polityczno-histeryczna pałka poszła w ruch. Polscy politycy już okładają się Odrą i Czarnobylem

Za każdym razem, gdy mierzymy się w kraju z jakąś środowiskową klęską, wraca temat Czarnobyla. Porównywano do niego awarię w Czajce, teraz katastrofę na Odrze. Tymczasem porównania te są tak trafione, jak analizy Tomasza Sakiewicza w sprawie możliwych źródeł skażenia Odry*

O obu katastrofach słyszał w Polsce już pewnie każdy: obecne skażenie Odry i awaria elektrowni w Czarnobylu z 1986 roku. Choć dzieli je ponad 30 lat, znaleźli się tacy, którzy już widzą podobieństwa między tymi zdarzeniami. Nie dość jednak, że ich porównywanie jest mocno nietrafione, to jeszcze analogii doszukują się osoby publiczne, i to w czasie, gdy Polska szykuje się do realizacji programu jądrowego.

W przypadku zdarzeń, w których okazuje się, że władza przespała moment na reakcję i nie poinformowała na czas o zagrożeniu, bez większego namysłu w dyskursie sięga się od razu po Czarnobyl. W naszej części Europy nie powinno to dziwić, zwłaszcza w kraju, który był w sowieckiej strefie wpływów. Przypomnę, że w przypadku awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu wyraźnie udowodniono, że władze ZSRR tuszowały sprawę, narażając własnych obywateli i mieszkańców całej Europy na negatywne skutki wycieku materiału radioaktywnego.

Odrę i Czarnobyl do jednego mianownika próbują sprowadzać szczególnie politycy opozycji, jak Paweł Kowal czy Adam Szłapka. Szczęśliwie jeszcze nie opowiadają o „Odrobylu”, bo i takie określenie zaczęło robić furorę wśród anonimów z Twittera. To nawiązanie do „Żarnobyla” promowanego przed laty przez przeciwników budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu.

Przeczytaj też: Samorządy zaczęły kontraktować prąd, ceny 400 proc. w górę

Ktoś powie: walić w rząd jak w bęben to wilcze prawo opozycji. To odwet za Czajkę i nakręcony przez polityków PiS podczas awarii rurociągu spin przeciwko prezydentowi Warszawy. Teraz role się odwracają, bo w sprawie Odry to premier Mateusz Morawiecki apeluje, by nie rozgrywać sprawy politycznie (ten sam Morawiecki i przedstawiciele jego rządu nie mieli podobnych rozterek, gdy z Czajki robiono symbol indolencji Trzaskowskiego).

Jednak porównywanie katastrof na Odrze i w Czarnobylu nie ma większego sensu. I jak wiele chwytów w polskiej polityce, które sensu nie mają, ma długą historię. Awarię kolektora odprowadzającego ścieki do warszawskiej oczyszczalni Czajka prominentny polityk PiS, Marek Suski porównywał do Czarnobyla, zarzucając władzom stolicy ukrywanie problemu.

Katastrofa z 1986 roku, jak wiele innych, to historia przede wszystkim ludzkich zaniechań. Dzięki serialowi HBO „Czarnobyl” szeroka publiczność zobaczyła, jak wyglądała eksploatacja reaktora RBMK-1000 i jak eksperymentowano w nim, doprowadzając do katastrofy.

Inne spektakularne ludzkie błędy można wyliczać właściwie bez końca. Skłonności do tuszowania swoich wpadek miały przecież nie tylko kraje socjalistyczne. Wypadek w elektrowni Three Mile Island w USA, katastrofy tamy Hainao w Chinach czy w Bhopalu w Indiach – to tylko kilka z podobnych zdarzeń.

Trzeba dużo złej woli, by skażenie wody w Odrze porównywać już na samym początku sprawy do Czarnobyla. Na razie nie wiemy nawet, co truje Odrę i zwierzęta żyjące w niej i okolicy rzeki. Sprawy pod dywan nie zamieciono, po prostu dosyć spektakularnie ją zignorowano, a teraz na chybcika próbuje się ją naprawić (po tym, jak już niektórzy decydenci wrócili z urlopów). Od lat wiadomo było, że nie do końca jasne jest, co trafia do polskich rzek i że potrzebna jest wzmocniona kontrola. Teraz, mądrzejsi po fakcie, po zdewastowaniu środowiska, możemy zacząć myśleć, jak to wszystko zmienić.

Należy też pamiętać, że Czarnobyl przyniósł szereg zmian w bezpieczeństwie jądrowym, wyciągnięto wnioski. Każdy z nowo powstających bloków atomowych spełnia coraz to nowe normy bezpieczeństwa (uaktualnione także po wypadku w Fukushimie). Nad siłowniami jądrowymi czuwają nie tylko krajowe, ale i międzynarodowe organizacje (jak Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej). Nawet zamknięta dla Zachodu Białoruś przed laty wpuszczała ekspertów agencji, gdy budowała elektrownię w Ostrowcu. Porównania tego typu są też nie na miejscu, gdy w Ukrainie ludzie drżą o to, co Rosjanie zrobią z Zaporoską Elektrownią Jądrową w Enerhodarze.

Przeczytaj też: Hiszpanie już oszczędzają. W Polsce na razie zryw na zakup węgla

No i najważniejsze: po kwietniowej katastrofie z 1986 roku wszystkie siły ZSRR rzucono na dwa fronty. Jeden obejmował dezinformację i tuszowanie, drugi naprawianie szkód. Pierwszego z nich w Polsce nie ma, choć nie wiem, czy jest z czego się cieszyć. Władza nadal zdaje się nie mieć pojęcia, co właściwie się stało. Drugi z frontów, naprawczy, dopiero się formuje. Oby nie ograniczył się tylko do posprzątania śniętych ryb i wyrzucania urzędników.

*Naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz napisał w jednym ze swoich tweetów, że „pewnie skończy się tak, że rura gdzieś pękła np. u Niemców i wymyślili rtęć żeby odwrócić uwagę”. Pominął jednak pewien fakt, że jak Odra długa i szeroka, to nie płynie do źródła (inne rzeki też, widocznie warto zacząć to podkreślać), a tylko z nurtem, do Bałtyku. Śnięte ryby znajdowano jeszcze przed tym odcinkiem Odry, w którym staje się ona granicą z Niemcami (a znajdowano je np. w Głogowie). Jednak wyjaśnień tego ewentualnego fenomenu podpływania śniętych ryb w górę rzeki nadal nie poznaliśmy, najwidoczniej chodzi o jakieś czary.

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies