Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Co wiemy o katastrofie ekologicznej na Odrze? Na razie więcej ściętych głów niż konkretów

Choć o skażeniu rzeki alarmowano od co najmniej dwóch tygodni, to nadal nie mamy wiedzy, co właściwie ją truje

Jeszcze 12 sierpnia opisywaliśmy, że Niemcy w Odrze znaleźli rtęć – minęły dwa dni i to nieaktualna informacja. Zdementował ją Państwowy Instytut Weterynaryjny po przebadaniu kilku gatunków ryb z rzeki, wykluczając rtęć jako czynnik powodujący ich śnięcie w Odrze. Z tych ustaleń wycofały się też niemieckie ośrodki badawcze. Później PIW – o czym poinformowała szefowa MKiŚ Anna Moskwa – zakończył badania, wykluczając całkowicie metale ciężkie (w tym rtęć) jako powód katastrofy.

Przeczytaj też: Podwodne farmy wyżywią świat? Naukowcy szukają alternatyw

Więcej będzie wiadomo, gdy zakończą się badania prowadzone w polskich instytucjach. Według wstępnych zapowiedzi mogą zostać one podane do publicznej informacji najwcześniej w niedzielę wieczorem. Jedyne, co pozostaje pewne, to wysokie zasolenie wody. Potwierdzają to zarówno analizy z Niemiec, jak i z Polski.

Pojawiały się też ustalenia, jakoby Odra była skażona mezytylenem. Wykluczył to Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu, który zapewnia, że po 1 sierpnia w pobranych z Odry próbkach nie stwierdzono obecności tej substancji. Główny Inspektorat Ochrony Środowiska też nie stwierdził obecności substancji toksycznych, za to potwierdził podwyższone parametry natlenienia wody.

Trwają więc poszukiwania: co właściwie truje rzekę i środowisko i kto lub co sprawiło, że w ogóle do tej sytuacji doszło, skoro pierwsze doniesienia o problemach z rzeką pojawiały się dwa tygodnie wcześniej. Tymczasem Odrą nadal płyną dziesiątki tysięcy śniętych ryb. Obecnie są wyławiane masowo dzięki tamom, które zaczęto rozstawiać na rzece. Wcześniej "sprzątaniem" rzeki zajmowali się m.in. wędkarze, później do akcji wkroczyły instytucje państwowe.

Jak dotąd jedyne konkrety w sprawie katastrofy ekologicznej na Odrze to te związane z personaliami. W piątek 12 sierpnia premier Mateusz Morawiecki zdecydował o natychmiastowej dymisji szefa Wód Polskich (zarządzających wodami w kraju) Przemysława Dacy oraz Michała Mistrzaka, Głównego Inspektora Ochrony Środowiska.

Przeczytaj też: Samorządy zaczęły kontraktować prąd, ceny 400 proc. w górę

Dymisja tego drugiego może odrobinę dziwić. Według ustaleń Wirtualnej Polski akurat Mistrzak, w przeciwieństwie do innych urzędników odpowiedzialnych za sprawy środowiskowe, zareagował w sprawie Odry. To szef GIOŚ 3 sierpnia wysyłał do wojewodów pismo, w którym ostrzegał przed sytuacją na rzece. A jak pokazał czas, jego apele zostały raczej zignorowane. Ma to jednak mieć drugie dno, bo choć premier prosił, by opozycja nie wykorzystywała katastrofy do gry politycznej, to dzięki sprawie Odry Morawiecki mógł uderzyć w obóz Zbigniewa Ziobry.

Mistrzak miał być osobą związaną z wiceministrem klimatu i środowiska Jacka Ozdoby, który jest członkiem Solidarnej Polski. Wojewodowie, którzy mieli zignorować apel, i którym podlegają wojewódzcy inspektorowie środowiska, są z kolei nominowani przez premiera.

Fot. Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej we Wrocławiu

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies