Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Tradycyjne morskie farmy wiatrowe to już przeżytek? Zobacz, jak działa norweski „łapacz wiatru”

Startup Wind Catching Systems chce skomercjalizować swój projekt już w przyszłym roku

Wiatraki, zwłaszcza te instalowane na morzu, ciągle rosną i mają coraz wyższą wydajność. Są bardzo nowoczesne, ale na dobrą sprawę sposób ich działania przypomina rozwiązania stosowane już przed wiekami – jesteśmy świadkami ewolucji, a nie rewolucji. Tą ostatnią chce w branży wywołać norweska firma Wind Catching Systems. Opracowuje ona rozwiązanie o nazwie Wind Catcher, co można przetłumaczyć jako łapacz wiatru. Jeśli wierzyć twórcom, ich propozycja jest lepsza, tańsza i w dłuższej perspektywie zdecydowanie bardziej opłacalna niż standardowe morskie wiatraki.

Przeczytaj też: David Beckham też inwestuje w elektromobilność

Wind Catcher to po prostu zbiór mniejszych wiatraków. Pojedynczo nie robiłyby one większego wrażenia, ale jeżeli wiele turbin o mocy 1 MW każda umieści się w pływającej ramie o wysokości większej niż Wieża Eiffa (320 metrów), to robi się ciekawie. Pomysłodawcy przekonują, że jeden taki zestaw może zasilić nawet 80 tys. gospodarstw domowych, a farma złożona z pięciu takich pływających jednostek wytworzy nawet 25 razy więcej energii niż umieszczone na tej samej powierzchni tradycyjne turbiny wiatrowe.

Liczba atutów tego rozwiązania jest ponoć znacznie dłuższa. Mniejsze wiatraki łatwiej wyprodukować i jest to tańsze. Niższe są również późniejsze koszty eksploatacji i napraw. Łapacz wiatru został też tak pomyślany, by mógł pracować przez 50 lat – dłużej niż duże morskie turbiny. Ze względu na rozmiary poszczególnych elementów i konstrukcję Wind Catcher może pracować także przy silnym wietrze, co w przypadku tradycyjnych wiatraków nie jest możliwe.

Przeczytaj też: Orlen chce zostać regionalnym liderem technologii wodorowych

Startup Wind Catching Systems przekonuje, że jego pomysł jest nie tylko innowacyjny, ale też opłacalny – energia produkowana w ten sposób ma być konkurencyjna cenowo. Rozwiązanie ma się sprawdzać w instalacjach do produkcji zielonego wodoru.

Wszystko to brzmi bardzo ciekawie, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że aż zbyt ciekawie, by mogło się ziścić. Na szczęście już niebawem będziemy mieli okazję przekonać się, na ile realne są plany norweskiego startupu – rozwiązanie ma być dostępne komercyjnie już w przyszłym roku. Co ciekawe, Wind Catching Systems współpracuje przy tym projekcie m.in. z firmą Aibel – podmiotem świetnie znanym w sektorze energetycznym, także w branży OZE. Taki partner może świadczyć o sporym potencjale pomysłu.

KATEGORIA
ENERGIA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies