Oficjalny powód łagodzenia regulacji chroniących lasy (rozporządzenie EUDR) to problemy z systemem IT. Jednak sekwencja zdarzeń i splot różnych decyzji wskazują na to, że wszystko rozgrywa się wokół głośnej umowy UE z państwami Ameryki Południowej, czyli Mercosur – pisze na naszych łamach Marcin Wysocki.
Unia Europejska niespodziewanie zaproponowała złagodzenie wymogów regulacji chroniącej lasy, rozporządzenia zakazującego wwozu produktów powiązanych z wylesianiem. Oficjalnym powodem były problemy z systemem IT. Jednak za tym technokratycznym pretekstem kryje się bardziej złożona rozgrywka. W tle ważył się los ogromnej umowy handlowej UE – Mercosur, a pozornie niewinne „usprawnienia” idealnie wpisały się w oczekiwania południowoamerykańskich partnerów.
Czy unijne systemy informatyczne faktycznie mogły zawodzić? Czy też Unia celowo nacisnęła hamulec, by nie wykoleić paktu handlowego z Brazylią, Argentyną, Paragwajem i Urugwajem? Za kulisami EUDR i wszystkich projektów redukujących wymagania co do ESG, toczy się większa gra geopolityczna, w której stawką są miliardowe kontrakty.
21 października 2025 r. Komisja Europejska ogłosiła szereg proponowanych zmian. Publicznie przedstawiono je jako „ukierunkowane środki” mające zapewnić sprawne wdrożenie systemu – czyli głównie uniknąć przeciążenia unijnej platformy informatycznej do składania oświadczeń due diligence. W praktyce zmiany te przesuwają terminy i upraszczają obowiązki dla szeregu podmiotów. Oto najważniejsze z nich:
Bruksela utrzymuje, że te poprawki są podyktowane wyłącznie troską o technikalia i „zapewnienie pełnej operacyjności systemu IT”. W przecieku listu komisarz ds. środowiska Jessiki Roswall do europarlamentarzystów czytamy o obawach, iż przy tak dużej liczbie danych system mógłby „spowalniać do nieakceptowalnego poziomu”, co groziłoby wręcz zakłóceniami w handlu. Komisja wnioskuje zatem o dodatkowy czas, by dopracować infrastrukturę informatyczną i uniknąć chaosu, który mógłby utrudnić firmom wywiązywanie się z nowych obowiązków.

Na papierze brzmi to rozsądnie, któż chciałby paraliżu systemu zgłoszeń, mogącego np. blokować odprawy towarów na granicach? Jednak eksperci IT pukają się w czoło. Firmy technologiczne zaangażowane w rozwiązania zgodności twierdzą, że obecne platformy poradzą sobie z wymaganiami EUDR, a skalowanie baz danych do wymaganych poziomów to żaden przełom – „to liczby rzędu kilku dysków twardych, nic czego nie udźwignęłyby współczesne chmury” – kpili specjaliści w mediach społecznościowych.
„To nie problem wydajności, tylko determinacji” – stwierdził dosadnie Clément Collignon, szef francuskiej firmy Sustain, wskazując, że branża gotowa jest przetworzyć każdą ilość danych o partiach kawy, kakao, wołowiny czy soi płynących do Europy. Jeśli technologia nie zawodzi – czemu służy to przeciąganie liny?
Odpowiedzi należy szukać daleko poza serwerowniami UE. Gdy unijni urzędnicy mówili o bitach i bajtach, na półkuli południowej wrzało od polityki. Kraje Mercosur – Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj – od początku krytykowały EUDR jako de facto nową barierę pozataryfową, która uderzy w ich żywotne interesy eksportowe.
Gdy w kwietniu 2023 Europarlament zatwierdził te przepisy (zakazując importu towarów powiązanych z wylesianiem, jak soja, wołowina, kawa, drewno, kakao, kauczuk czy olej palmowy), w stolicach Ameryki Południowej zawrzało.
Brazylijski wiceprezydent Geraldo Alckmin już jesienią 2023 otwarcie ostrzegał Brukselę: „Nie możemy pozwolić, by to ustawodawstwo storpedowało umowę handlową Mercosur–UE”. Dla potęgi rolnej, jaką jest Brazylia, europejski rynek to kluczowy cel eksportu – a nowe wymogi oznaczały dodatkowe koszty, biurokrację i potencjalne odrzucanie towarów.
Co prawda EUDR nakłada obowiązek dowodowy głównie na importerów w UE, ale jak zauważyła brazylijska sekretarz ds. handlu zagranicznego Tatiana Prazeres, skutki odczują przede wszystkim eksporterzy: zmierzą się z nowymi certyfikatami, śledzeniem pochodzenia każdej partii i ryzykiem utraty klientów. „Nie można jedną ręką oferować, a drugą odbierać” – grzmiała Prazeres, sugerując hipokryzję Europy, która z jednej strony zachwala korzyści wolnego handlu, a z drugiej dokręca śrubę regulacjami środowiskowymi.
Brazylijczycy od początku domagali się wydłużenia vacatio legis. Już pod koniec 2023 sygnalizowali, że termin pełnego wejścia EUDR (wówczas planowany na 1 stycznia 2025) jest nierealny. W listopadzie 2023 brazylijscy negocjatorzy wprost poprosili w Brukseli o „więcej czasu na wdrożenie regulacji”, alarmując, że inaczej umowa handlowa może upaść. Zasugerowali też, że skoro UE wymaga „czystych” łańcuchów dostaw, powinna pomóc pokryć koszty tej czystości – inaczej latynoamerykańscy rolnicy i producenci znajdą się na przegranej pozycji wobec biurokratycznej machiny. „Nie da się oferować czegoś jedną ręką, jeśli drugą się to zabiera” – powtórzyła Prazeres jak refren, wskazując, że albo wolny handel, albo dodatkowe obostrzenia.
Jej zdaniem negocjacje umowy Mercosur–UE to idealna okazja, by wpłynąć na wdrażanie EUDR – wynegocjować takie ustępstwa lub mechanizmy kompensacyjne, które zrównoważą południowoamerykańskim eksporterom nowe obciążenia. Innymi słowy: handlujmy, ale ustalmy zasady wdrożenia regulacji tak, by nie podcięły nam skrzydeł.
Wtórowała jej Argentyna. W maju 2025 r. rząd w Buenos Aires oficjalnie zaprotestował przeciw wstępnemu zaklasyfikowaniu ich kraju jako „ryzyka standardowego” (ani niskiego, ani wysokiego) w systemie EUDR. Argentyna żąda dla siebie statusu „niskiego ryzyka”, argumentując, że spełnia wszelkie kryteria – ma solidne prawo leśne, systemy śledzenia pochodzenia produktów i ostre normy środowiskowe. Tamtejsze władze złożyły w Brukseli szczegółowy raport uzasadniający tę ocenę oraz wskazały, że UE zignorowała zobowiązania ws. wylesiania, jakie zapisano we wstępnych ustaleniach umowy Mercosur–UE.
Ministerstwo Rolnictwa alarmowało, że pozostawienie Argentyny w kategorii „standard” (podobnie jak Brazylii i Paragwaju – w kontraście do Urugwaju ocenionego jako niskie ryzyko) to „nieuzasadniona, jednostronna decyzja”, która stanie się „barierą handlową uderzającą w nasze eksportowe perełki: wołowinę, soję, skórę”. Prezydent Javier Milei posunął się wręcz do określenia obecnej klasyfikacji jako „nieuzasadnione bariery handlowej”, domagając się pilnych konsultacji z UE i zmiany decyzji.
W oczach Mercosur unijne regulacje klimatyczne zaczęły przypominać protekcjonizm w zielonym przebraniu. Brazylijczycy mówili otwarcie o „arbitralnym, protekcjonistycznym prawie”, niezgodnym – ich zdaniem – z zasadami WTO. Podnosili, że Ameryka Południowa sama walczy z nielegalnym wyrębem (Brazylia chwaliła się 49% spadkiem wylesiania w Amazonii w pierwszym roku rządów Luiza Inácia Luli da Silvy), a 98% tamtejszych farmerów nie sięga po ziemię z nielegalnego wyrębu. Słowem, że UE strzela z armaty do wróbla, krzywdząc uczciwych producentów.
Ta jednomyślna krytyka płynąca z krajów Mercosur nie pozostała bez echa w Europie. Gdy latynoscy partnerzy mówili „to bariera”, w wielu europejskich stolicach (zwłaszcza tych nastawionych wolnorynkowo) też zapalała się lampka ostrzegawcza. W końcu Mercosur to 300-milionowy rynek i kluczowy dostawca żywności oraz surowców. Politycy zaczęli zadawać sobie pytanie: czy twarde egzekwowanie EUDR nie storpeduje nam ważniejszego celu – historycznej umowy handlowej z Mercosurem?
Kalendarium wydarzeń mówi wiele. Już w grudniu 2024 roku, na fali nacisków zewnętrznych i wewnętrznych, unijni prawodawcy zdecydowali się opóźnić start EUDR o rok – z końca 2024 na 31 grudnia 2025 dla dużych firm (i połowę 2026 dla małych). Stało się to dosłownie kilka dni po tym, jak ogłoszono przełom w negocjacjach umowy UE–Mercosur – polityczne porozumienie wieńczące wieloletnie rokowania osiągnięto w pierwszej połowie grudnia 2024.
Organizacja Greenpeace nie wahała się wtedy komentować: „Ratyfikacja umowy Mercosur może zadać śmiertelny cios EUDR”. Innymi słowy: żeby dogadać się z Brazylią i resztą, Europa zgodziła się dać im oddech w sprawie deforestacji.
Kolejne akty tej sztuki rozegrały się we wrześniu 2025. Komisja Europejska formalnie przekazała wtedy finalny tekst umowy UE–Mercosur (nazywanej już partnerstwem EUMPA) do Rady UE celem podpisu i ratyfikacji. Było jasne, że „teraz albo nigdy” – po 25 latach rozmów umowa potrzebowała politycznego kopa, by stać się faktem.
Tymczasem dokładnie w tym samym czasie komisarz ds. środowiska Jessika Roswall ogłosiła zamiar ponownego opóźnienia wdrożenia EUDR o kolejny rok. Przypadek? Trudno w to uwierzyć. W oficjalnym komunikacie Roswall wprawdzie zarzekała się, że nie robi tego pod naciskiem z zewnątrz (np. Stanów Zjednoczonych, które również głośno krytykowały EUDR), ale z troski o sprawność systemu IT.
Jednak nawet Reuters w relacji z 23 września 2025 odnotował, że poprzednie ustępstwo czasowe nie uspokoiło nastrojów kluczowych partnerów handlowych – Brazylii, Indonezji czy USA. Ich opór trwał, więc UE ponownie wyszła im naprzeciw.
W kuluarach mówiło się o intensywnym lobbingu państw członkowskich i części przemysłu, by nie zaogniać sytuacji tuż przed finałem negocjacji z Mercosurem. Hiszpańska prezydencja w Radzie UE (druga połowa 2023) priorytetowo traktowała domknięcie tego paktu – nic dziwnego, Madryt widzi w nim żyłę złota dla swojego sektora rolnego i motoryzacyjnego. Francja z kolei sygnalizowała, że nie ratyfikuje umowy, jeśli Amazonia będzie płonąć – więc jak pogodzić te dwie presje? Właśnie poprzez drobne, „techniczne” korekty EUDR.

Oficjalnie nikt tego głośno nie powie, ale logika polityczna jest przejrzysta: Europa musiała pokazać partnerom z Mercosur, że nie zamierza dusić ich eksportu biurokracją i że handel wygrał z klimatem dogodne modus vivendi.
W praktyce zmiany zaproponowane w październiku 2025 znacząco odchylają wahadło w stronę oczekiwań Mercosur. – „To wstydliwa kapitulacja pod presją polityczną” – ocenili eksperci WWF, ostrzegając, że rewizje EUDR „znacząco zwiększą ryzyko wylesiania i bezprawia w łańcuchach dostaw”. Organizacja Fern wtórowała, że każdy dzień zwłoki to kolejne hektary puszczy wycięte dla europejskiej konsumpcji.
Dla Komisji sygnałem ostrzegawczym był również wzrost znaczenia sił konserwatywnych i agrarnych w Europie – centroprawica (EPL) od miesięcy grzmiała, że EUDR to „biurokratyczny potwór” odstraszający sojuszników. Europosłowie EPL wręcz triumfowali po ogłoszeniu zmian: „Nasze wysiłki wreszcie przyniosły skutek” – cieszył się publicznie niemiecki deputowany Peter Liese. Frakcja ta naciska dodatkowo na wprowadzenie kategorii „zera ryzyka” – czyli całkowitego wyłączenia niektórych krajów spod rygorów EUDR (w domyśle zarówno producentów unijnych, jak i wybranych partnerów strategicznych). To postulaty, które idealnie pokrywają się z żądaniami Mercosur. Przypadek?
Jak konkretnie złagodzenie EUDR przekłada się na interesy gospodarcze Mercosur? Spójrzmy praktycznie. Dzięki zmianom z października 2025:
Krótko mówiąc, zmiany EUDR zdejmują z latynoamerykańskich eksporterów znaczny ciężar operacyjny. Wielu z nich obawiało się, że nie podołają nowym obowiązkom – śledzeniu pochodzenia każdej beli skóry, każdego transportu zboża od pola aż do portu. Teraz w dużej mierze zrobi to za nich europejski importer i centralny system UE.
Co więcej, umowa handlowa sama w sobie zawiera zapisy, które mogą jeszcze bardziej „ugościć” EUDR w realiach Mercosur Jak wskazuje Greenpeace, w aneksie do rozdziału o zrównoważonym rozwoju umowy UE–Mercosur znajduje się zapis, zgodnie z którym dokumenty, licencje, informacje i dane z systemów certyfikacji, śledzenia i monitoringu uznanych lub zarejestrowanych przez kraje Mercosur mogą być używane przez właściwe władze UE jako jeden z elementów przy weryfikacji zgodności towarów objętych EU Deforestation Regulation (EUDR).
Oznacza to, że certyfikaty krajowe z Mercosur mogą zostać wzięte pod uwagę jako istotny wkład, jednak nie są automatyczną przepustką, ani nie zastępują obowiązku due diligence.
Dodatkowo, w tekście umowy przewidziano mechanizm „rebalancingu”, który może umożliwiać państwom-stronom wystąpienie z roszczeniem, jeżeli środek jednej strony „znosi lub zasadniczo narusza korzyść” wynikającą z umowy. To rodzi obawy, iż EUDR mogłaby zostać poddana presji w ramach tej umowy.
W każdym razie to istotne przesunięcie w kierunku większego uwzględnienia krajowych systemów śledzenia/monitoringu w Mercosur, lecz nie pełna kapitulacja UE ani automatyczne zwolnienie podmiotów z obowiązków EUDR.
Pestycydy i ryzyko dla europejskiego rynku spożywczego
Równolegle do sporów wokół EUDR i umowy z Mercosurem narasta kontrowersja dotycząca pestycydów, która może okazać się równie brzemienna w skutkach dla europejskiego sektora rolno-spożywczego. Komisja Europejska, pod presją polityczną i ekonomiczną, wyhamowała prace nad planem ograniczenia stosowania środków ochrony roślin o 50% do 2030 r., co pierwotnie stanowiło filar Zielonego Ładu.
Eksperci ostrzegają jednak, że jeśli unijne przepisy środowiskowe, od EUDR po regulacje pestycydowe, zostaną rozmiękczone lub wprowadzone w sposób nierówny wobec partnerów handlowych, może dojść do gwałtownego spadku konkurencyjności europejskiego rolnictwa.
W scenariuszu deregulacyjnym, gdy import z rynków o niższych standardach (np. Mercosur) zyska uprzywilejowany dostęp, unijny rynek spożywczy może skurczyć się nawet o 20–30%. Oznaczałoby to realne ryzyko marginalizacji części producentów, zwłaszcza w sektorze owoców, warzyw i upraw wymagających wysokich nakładów fitosanitarnych, a więc faktyczne przeniesienie produkcji żywności poza Europę pod pretekstem „racjonalizacji regulacyjnej”.

Czy możemy zatem mówić o zdradzie ideałów Zielonego Ładu? Zdaniem organizacji ekologicznych – tak. „Komisja może ugra kilka punktów politycznych, ale przegrani są jasni: firmy, które zainwestowały w wolne od wylesiania łańcuchy dostaw i lasy, które dalej będą znikać w zastraszającym tempie” – alarmuje WWF.
Krytycy nazywają ustępstwa wobec Mercosur niebezpiecznym precedensem, który pokazuje innym partnerom, że unijne standardy środowiskowe można wytargować. Już teraz USA i Indonezja wymusiły na Brukseli pewne wyłączenia spod EUDR, a fala prawicowego populizmu w Europie podsyca antyregulacyjne nastroje. W tym świetle EUDR staje się pionkiem na szachownicy globalnych interesów.
Jeden z unijnych dyplomatów, pytany anonimowo o naciski ze strony Brazylii, westchnął: „Oni naprawdę nie znoszą tej dyrektywy, ale staramy się ich uspokoić, że wdrożenie uwzględni ich obawy”. Trudno o trafniejsze podsumowanie. Uspokajanie obaw – to właśnie robi Bruksela, lawirując między zielonymi zobowiązaniami a realpolitik globalnego handlu. Pytanie brzmi, kto ostatecznie za to zapłaci.
Obserwując kompromisy wokół EUDR, można odnieść wrażenie, że rachunek zostanie wystawiony około 20–30% sektora spożywczego UE. To byłaby gorzka puenta, lecz niestety prawdziwa.
Według informacji Politico, Komisja już na początku września poinformowała partnerów z Mercosur, że spełni żądania Francji, Włoch i Polski dotyczące ochrony rolników poprzez wewnętrzne mechanizmy zabezpieczające po stronie UE.
Dwa niezależne źródła dyplomatyczne z Mercosur przekazały mediom, że KE obiecała wdrożyć te środki jednostronnie, bez otwierania na nowo tekstu samej umowy. Taki „wewnętrzny workaround” miał przekonać sceptyczne kraje (zwłaszcza Francję) do niewetowania umowy, gdyż zabezpiecza ich interesy rolne równolegle do postanowień traktatowych.
W tym samym okresie KE zajęła się również regulacją EUDR oraz CSDDD – co było ściśle obserwowane w kontekście umowy z Mercosurem.
13–14 października 2025 – nieformalne spotkanie ministrów ds. handlu (FAC Trade): Podczas duńskiej prezydencji odbyły się w Horsens dyskusje ministrów handlu UE poświęcone m.in. finalizacji umowy z Mercosurem. Przed spotkaniem koalicja 25 europejskich organizacji biznesowych (w tym Cefic, BusinessEurope i inne branże) wystosowała wspólny apel o szybką ratyfikację umowy UE–Mercosur.
W oświadczeniu z 13 października 2025 r. podkreślono strategiczne znaczenie porozumienia dla obu regionów w obliczu globalnych wyzwań geopolitycznych i ekonomicznych. Na samym spotkaniu ministrowie omówili stan relacji handlowych UE–Ameryka Łacińska; według zapowiedzi duńskiego przewodnictwa trwające negocjacje i relacje handlowe (w tym z Mercosurem) były jednym z głównych tematów dyskusji strategicznej w świetle zmieniającej się sytuacji geopolitycznej. W konferencji prasowej 14 października wziął udział m.in. komisarz ds. handlu Maroš Šefčovič, co podkreśla rangę rozmów.
W październiku ujawniły się wyraźnie podziały wśród krajów UE co do ratyfikacji umowy. Francja i Włochy, dotąd sceptyczne, sygnalizowały złagodzenie stanowiska pod warunkiem wprowadzenia przez KE solidnych gwarancji ochrony rynku rolnego. Francja wręcz zażądała od Komisji wspomnianej klauzuli bezpieczeństwa (safety clause), grożąc inaczej blokadą – jednak po przedstawieniu przez KE pakietu zabezpieczeń (m.in. wyżej opisanej propozycji z 8 października) Paryż zapowiedział, że nie będzie sprzeciwiać się umowie. Podobnie Włochy uzależniły swą zgodę od ochrony wrażliwych sektorów i zostały uspokojone działaniami Komisji.
Polska natomiast pozostała przeciwna porozumieniu – rząd w Warszawie, pod silną presją krajowych związków rolników, deklarował głosowanie „przeciw” niezależnie od zastosowanych środków ochronnych. Nieoficjalne informacje (RMF FM) mówiły, że Polska może być jedynym krajem głosującym przeciw, gdy dojdzie do decyzji Rady. Na początku października media donosiły, że KE wyznaczyła już wstępny termin głosowania ws. podpisania umowy na posiedzeniu COREPER 3 grudnia 2025 r., tuż przed planowanym szczytem UE–Mercosur 5 grudnia.
Komisja liczyła, że do tego czasu zbuduje wymaganą większość – co według dyplomatów miało nastąpić, ponieważ nawet tradycyjni krytycy (Francja, Austria, Niderlandy) skłaniali się ku akceptacji po uzyskaniu dodatkowych gwarancji środowiskowych i rolnych, izolując twarde(?) „nie” Polski.
Zarówno KE, jak i rządy wspierające umowę, kładły nacisk na elementy zabezpieczające cele klimatyczne w porozumieniu. W broszurach informacyjnych Komisja przekonywała, że umowa nie zagrozi lasom tropikalnym, ponieważ „od końca 2025 r. na rynek UE będą mogły trafiać tylko produkty wolne od wylesiania (zgodnie z EUDR), w tym soja, wołowina, olej palmowy, kakao, kawa czy drewno”.
KE podkreślała, że również import w ramach umowy Mercosur będzie podlegał tym regulacjom, gwarantując, iż towary z Mercosuru nie przyczynią się do deforestacji w Ameryce Południowej. Dodatkowo umowa zawiera rozdział dotyczący zrównoważonego rozwoju oraz wiążącą klauzulę zobowiązującą strony do realizacji porozumienia paryskiego (co było osiągnięciem w dodatkowych negocjacjach środowiskowych zakończonych w grudniu 2024).
Te elementy były komunikowane opinii publicznej jako dowód, że umowa jest „nowoczesna” i proklimatyczna, a nie „jurajska” – jak ją krytykowano – w odniesieniu do dawnych modeli FTAs.
Mimo oficjalnych zapewnień, media branżowe i organizacje pozarządowe wskazywały na potencjalne rozbieżności między retoryką a praktyką. Wyciekłe informacje o mechanizmie „rebalansującym” w umowie UE–Mercosur wzbudziły szczególne emocje. Otóż w treści porozumienia znalazł się zapis pozwalający stronom kwestionować nowe regulacje handlowe drugiej strony, jeśli uznają je za zagrażające ich interesom handlowym.
EUobserver zwrócił uwagę, że Mercosur może w przyszłości skorzystać z tej klauzuli, aby podważyć unijne środki ekologiczne, np. regulacje dot. wylesiania czy podatek węglowy (CBAM), jeżeli uzna je za bariery handlowe sprzeczne z duchem umowy. Już w październiku 2025 działacze Climate Action Network Latin America ostrzegali, że nowa ustawa antywylesieniowa UE jest „jednym z najbardziej zagrożonych aktów”, właśnie z powodu nacisków związanych z umową Mercosur.
Równocześnie w USA lobby drzewne i administracja naciskały na UE, by poluzowała EUDR – a Komisja w negocjacjach transatlantyckich (po ugodzie handlowej z lipca 2025 r.) sygnalizowała gotowość do uwzględnienia obaw producentów amerykańskich. To wszystko działo się w cieniu ratyfikacji Mercosuru, pokazując jak wielostronne naciski wpływały na kształtowanie unijnych standardów.
Październikowe propozycje KE dotyczące EUDR są przez obserwatorów interpretowane także w kontekście umowy Mercosur. Formalnie Komisja tłumaczyła zmiany problemami technicznymi (niewydolność systemu zgłoszeń) i potrzebą ułatwień dla drobnych producentów, także tych z krajów rozwijających się. Jednak organizacje ekologiczne (WWF, EIA, Greenpeace) alarmowały, że poluzowanie wymogów EUDR dokładnie odpowiada postulatom eksporterów surowców rolno-spożywczych.
Przykładowo zwolnienie z pełnej weryfikacji małych gospodarstw i odroczenie dla nich wymogów do końca 2026 wprost upraszcza życie plantatorom z Ameryki Łacińskiej, którzy obawiali się, że nie zdołają spełnić rygorów EUDR od razu. Podobnie rezygnacja z wielokrotnego raportowania w łańcuchu dostaw ogranicza koszty importerów i dużych firm przetwórczych w UE (wśród których są potentaci korzystający z tanich surowców z Mercosuru, np. soja w paszach, olej palmowy w żywności).
Environmental Investigation Agency przyznała, że dobrze, iż KE nie opóźniła ponownie daty wejścia EUDR (po wcześniejszym 12-miesięcznym opóźnieniu), ale wskazała jednocześnie na „nowe luki” powstałe w wyniku tych uproszczeń. Były komisarz ds. środowiska, poseł Virginijus Sinkevičius, ostrzegł wręcz, że otwarcie EUDR do zmian może dać okazję siłom politycznym dążącym do deregulacji, by „wyłamać zęby” tej istotnej ustawie pod pretekstem redukcji obciążeń. Dlatego wielu komentatorów uważa, że wysiłki Komisji na rzecz finalizacji Mercosuru szły w parze ze złagodzeniem podejścia do EUDR, tak aby zmniejszyć tarcia z partnerami z Ameryki Płd. i przemysłem.
W efekcie, choć oficjalnie KE zapewniała o komplementarności umowy handlowej i przepisów proklimatycznych, to krytycy zarzucali jej, iż równocześnie rozmywa same przepisy EUDR, co podważa tę narrację.
Fot. EC - Audiovisual Service / European Union, 2024