Partnerzy strategiczni
Orlen
Fala dekarbonizacji nie opada – tylko zmienia kierunek

Transformacja w Polsce nie zwalnia – zmieniają się tylko narzędzia. Łukasz Dobrowolski z fundacji Climate & Strategy w rozmowie z Justyną Piszczatowską wyjaśnia, dlaczego presja na redukcję emisji pochodzi dziś przede wszystkim z rynku, a nie z regulacji, i dlaczego biznes traktuje neutralność emisyjną jako nową normę

Justyna Piszczatowska: W polskiej debacie publicznej widać obecnie ochłodzenie nastrojów i narracji jeśli chodzi o politykę klimatyczną. Krajowe priorytety „rozjeżdżają się” z polityką klimatyczną Unii Europejskiej i trendami biznesowymi. Jak z Twojej perspektywy – i na podstawie ostatniego raportu fundacji „Dekarbonizacja już tu jest” – wygląda dziś rzeczywiste miejsce Polski w trendzie dekarbonizacyjnym?

Łukasz Dobrowolski, Climate & Strategy: Widzimy dziś zjawisko, które nazwaliśmy „halsowaniem regulacyjnym”. Tak jak w żeglarstwie, gdzie statek płynie zygzakiem raz w jedną, raz w drugą stronę, tak samo w polityce klimatycznej mamy momenty większego nacisku na formalne raportowanie i momenty jego luzowania. To, co dziś dzieje się wokół tzw. Omnibusa i ESG, nie oznacza odwrotu od polityki klimatycznej, tylko racjonalizację narzędzi. Unia nie zmienia celu – nadal mówimy o neutralności klimatycznej i ambitnym celu na 2040 rok – zmienia się jedynie środek dojścia do niego.

J.P: Czyli raportowanie ESG nie jest zagrożone?

Ł.D.: Raportowanie śladu węglowego pozostanie już standardem. Nawet jeśli dojdzie do uproszczeń – np. obniżenia progu dla firm objętych obowiązkami – trudno sobie wyobrazić, żeby emisje w ogóle wypadły z raportów. Co więcej, w obecnych standardach firmy wcale nie muszą przedstawiać planów dekarbonizacji, a jedynie deklarować, kiedy taki plan przedstawią. Dlatego realna presja na redukcję emisji pochodzi przede wszystkim z rynku, a nie z przepisów.

J.P: Co masz na myśli, mówiąc o presji rynkowej?

Ł.D.: Zbadaliśmy to w naszym kalkulatorze śladu węglowego, do którego dołączyło już blisko 2000 firm. Pytaliśmy je, co motywuje je do działania. Regulacje znalazły się dopiero na drugim miejscu. Pierwsi są klienci. To duże firmy – jak producenci dóbr konsumpcyjnych, sieci handlowe czy koncerny motoryzacyjne – wymagają od swoich dostawców liczenia i redukcji emisji. Coraz częściej także średnie i mniejsze firmy muszą więc pokazać, że potrafią policzyć swój ślad węglowy i przygotować plan redukcji, bo inaczej wypadną z łańcucha dostaw.

Ale mniejsze firmy w Polsce długo nie traktowały tego tematu poważnie, a wiele z nich nadal nie ma świadomości tematu.

Ale to się zmienia. Oczywiście, część firm reaguje tylko na obowiązki prawne. Ale rośnie też segment małych i średnich przedsiębiorstw, które działają proaktywnie – bo wymaga tego klient, albo dlatego, że właściciel czy zarząd uważają temat klimatu za istotny. Spotykamy firmy, w których lider podejmuje decyzję myśląc o odpowiedzialności albo swoim wizerunku, niezależnie od regulacji. Jest też grupa firm, które nic by nie zrobiły bez regulacji – dlatego prawo nadal jest potrzebne, by systemowo przesuwać gospodarkę w stronę dekarbonizacji.

Czy można powiedzieć, że mamy już do czynienia z nową normą biznesową?

Tak. To już się dzieje i będzie się pogłębiać. Duże firmy coraz bardziej koncentrują się na tzw. zakresie trzecim emisji, czyli na śladzie węglowym generowanym w ich łańcuchach wartości. A to oznacza, że dostawcy – od producentów komponentów, po firmy logistyczne – stają się naturalnym adresatem wymagań. Z naszych obserwacji wynika, że dla wielu przedsiębiorstw dekarbonizacja to dziś po prostu element racjonalnego zarządzania ryzykiem i budowania przewagi konkurencyjnej.

W Polsce coraz głośniejsze są partie polityczne, które sprzeciwiają się unijnej polityce klimatycznej. Czy ich sukces może spowolnić dekarbonizację biznesu?

Uważam, że nie. Firmy nie kierują się nastrojami politycznymi, tylko rachunkiem ekonomicznym i oczekiwaniami klientów. Poza tym nie możemy zapominać, że zmiana klimatu to fakt fizyczny, a nie narracja polityczna. We Włoszech – gdzie rządzi prawica – nikt nie podważa potrzeby działań adaptacyjnych i redukcyjnych, bo skutki kryzysu klimatycznego są widoczne gołym okiem. W Polsce mamy rozdwojenie jaźni – potrafimy się emocjonować katastrofalnymi ulewami czy powodziami i jednocześnie nie łączyć ich ze zmianą klimatu. Ale ten dysonans poznawczy nie może trwać wiecznie.

A co z dezinformacją klimatyczną?

To dziś ogromne wyzwanie. W Polsce widzimy masową dezinformację w mediach społecznościowych, często bardzo profesjonalnie przygotowaną. To zjawisko nie ogranicza się do sporów politycznych – ma wymiar geopolityczny. Nasza fundacja od dłuższego czasu się temu bliżej przygląda i angażuje w przeciwdziałanie dezinformacji, które jest równie ważne jak praca z biznesem. Ale na koniec dnia trzeba pamiętać: narracje w sieci nie zmieniają praw fizyki. Cząsteczki CO2 nie przestaną zatrzymywać ciepła tylko dlatego, że ktoś napisze inaczej na LinkedInie.

Myślę jednak, że wraz z nasilającymi się skutkami zmiany klimatu coraz większej części społeczeństwa coraz trudniej będzie odwracać głowę od faktów.

Jak więc podsumowałbyś kierunek, w którym zmierza biznes?

Widzę mniej „bonanzy” wokół raportów i więcej cichej, systematycznej pracy. Duże firmy konsekwentnie liczą i redukują emisje, średnie i małe coraz częściej się do tego włączają. Kierunek jest jasny: dekarbonizacja stanie się normą, a firmy, które zlekceważą ten trend, po prostu stracą rynki zbytu.

KATEGORIA
TRANSFORMACJA
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies