Partnerzy strategiczni
Orlen
Partnerzy wspierający
Tauron
13 nieklimatycznych ludzi. Jaki poziom debaty, tacy kandydaci na prezydenta

Chciałoby się napisać: odwagi! Na pozór bojowi przyszli prezydenci czy prezydentki jak ognia unikali zdecydowanych stanowisk w sprawach klimatu czy energii. Oddali tym samym pole każdemu, kto chce atakować – często bezpodstawnie – konsensus naukowy wokół przyczyn zmian na Ziemi. W zasadzie można założyć, że bycie „zielonym” w tej kampanii to przepis na porażkę

To, co wiedzą (albo i nie) o energii, klimacie i środowisko kandydaci i kandydatki na prezydenta, może jeżyć włos na głowie. Dlatego dobrze, że prezydent w Polsce nie ma aż tak wielu uprawnień (choć po obietnicach i debatach można odnieść inne wrażenie). W ostateczności najwyżej zawetują jakąś ustawę.

Nie ma co ukrywać, tak jak w głównym nurcie debaty zniknęły tematy klimatu, ekologii, środowiska, tak stało się i w przypadku tegorocznej kampanii. Przebijają się wyłącznie wątki energetyczne, ale wypowiedzi walczących o fotel prezydencki i w tej sprawie pozostawiają wiele do życzenia.

Ciszej o tych zielonych źródłach

Markowi Jakubiakowi zdarzyło się powiedzieć, że jeżeli chodzi o energię, to „sytuacja jest taka, że właśnie wygaszono nasz jedyny reaktor atomowy”. Chodziło pewnie o MARIĘ, która co prawda nie służy do produkcji energii elektrycznej czy cieplnej, ale najwyraźniej pasowało do jakiejś tezy.

Przeczytaj też: Inicjatywa Wschód traci cierpliwość, podsuwa rządowi rozwiązania

Inwestycje w energetykę jądrową mają rozwiązać większość problemów nad Wisłą – to teza Adriana Zandberga, powtarzana niemal niczym mantra. Swoje pomysły na energetykę, a właściwie węglową przyszłość, mają wspomniany Jakubiak, ale też takie postaci jak Grzegorz Braun, Sławomir Mentzen, Karol Nawrocki. Idee na uratowanie energetyki w kraju zamykają się najczęściej w ocenach, jakoby wystarczyło tylko więcej tego węgla wydobywać. Ale jak, za jakie pieniądze i kiedy doszłoby do zwiększenia wydobycia surowca, który jest coraz trudniej dostępny – o tym nie mówi nikt.

Z pewną dozą ostrożności o „czarnym złocie” wypowiadają się ludzie reprezentujący lewicę w tych wyborach: Zandberg, Magdalena Biejat oraz Joanna Senyszyn. Ta ostatnia jest zresztą autorką chyba najtrafniejszej wypowiedzi o aktualnych potrzebach polskiej energetyki. Choć to niepogłębiona analiza i ogólnik, to rzadko się zdarza, aby w ogóle ktoś z polityki opisywał to ten w sposób. – Potrzebny jest nam miks energetyczny. Nie możemy w tej chwili zrezygnować ani z węgla, ani z atomu, ani z żadnych innych form energii. Dlatego musimy zadbać o te wszystkie dziedziny – mówiła Senyszyn podczas debaty w Końskich.

Atomowy jak polski prezydent

Swoje trzy grosze w debatę próbuje wrzucić Szymon Hołownia, który postanowił wziąć na sztandardy walkę z ETS 2 (tu więcej na ten temat). Niewiele wiadomo o tym, co dokładnie sądzi Rafał Trzaskowski o transformacji. Prezydent Warszawy jeszcze 2–3 lata temu mógłby być uznawany za progresywnego polityka, proklimatycznego. Ostatnie miesiące wyraźnie ten obraz odmieniły. Krzysztof Stanowski kandyduje dla zabawy, więc trudno traktować go serio. Pomysły na rozwój OZE, ogólne stanowisko wobec transformacji? Ze świecą szukać.

Jedyne co można zaobserwować w bieżącej kampanii, to pewien konsensus: nikt nie atakuje atomu, nie podważa zasadności inwestycji miliardów złotych w źródło wytwórcze, które zacznie pracować dopiero pod koniec lat 30. tego wieku. Kandydaci i kandydatki brzmią tak, jakby się zmówili. Ewentualnie wiedzą, że atak na duży projekt infrastrukturalny wywróciłby im kampanię. To, co będzie dobre dla nich, nie jest jednak dobre dla jakości debaty publicznej. Każda inwestycja tej skali niesie za sobą problemy, o których należy otwarcie mówić.

Klimat na bocznym torze

Nie lepiej jest, jeżeli chodzi o kwestie środowiskowe, nazwijmy je „zielone”. Pisząc tę opinię pomagałem sobie danymi z projektu badawczego „Kto wygra wybory” tworzonego przez SentiOne i sprawy klimatu niemal nie występują w narracjach kandydatów.

Widać to na poniższym zestawieniu za kwiecień (majowe nie wygląda lepiej) o liczbie wzmianek i zasięgu tematów klimatycznych etc. w sieci. Kiedy mowa o pozytywnym wydźwięku, to algorytm przypisał wpisowi, artykułowi, postowi itd. w internecie „pozytywny” wydźwięk wokół sprawy. Odwrotnie, jeżeli ma adnotację „negatywny”, a całkowity zasięg to możliwa liczba wyświetleń treści nawiązujących do spraw energetyki, środowiska.

Takie dane to podwójnie zła wiadomość. W ramach projektu badano m.in. to, co pojawia się w sieci o kandydatach i kandydatkach oraz jakie emocje wywołują debaty (co znajduje odzwierciedlenie w reakcjach w internecie). Wygląda więc na to, że rozmowy o klimacie praktycznie nie generują zainteresowania, a więc nie widziano sensu, aby tę tematykę podejmować.

Drugi wniosek jest chyba jeszcze bardziej dobijający: nikt spośród 13 kandydatów i kandydatek nie miał odwagi, aby zaakcentować swoje przywiązanie do spraw klimatu. Biejat szczątkowo wspomniała o ratowaniu rzek w swoim programie, Hołownia zapisał obietnicę rozbudowy transportu publicznego.

Przeczytaj też: Unia kontratakuje, porzuci rosyjskie surowce

Jeżeli mówiono o klimacie, to na potrzeby przylepienia oponentowi łatki „klimatysty” czy też – nie bójmy się tego określenia – okładano się „Zielonym Ładem” niczym pałką. Gdyby wszystkie wizje przedstawione w trakcie debat i w przestrzeni publicznej miały się ziścić, to groźniejsze od zmian klimatu i bardziej kosztowne od adaptacji do nich, byłoby zrealizowanie choć jednego projektu unijnego.

„Zielonego Ładu” bał się tak bardzo Trzaskowski, że zapewniał widzów debaty TVP, że tego projektu „już nie ma”. Wbrew temu co mówi kandydat KO, projekt trwa, a rząd, z którego wywodzi się prezydent Warszawy, pracuje nad implementacją jednego z założeń „Zielonego Ładu”.

Pozorny przestój

Tak, moment na bycie „zielonym” nie jest najlepszy, nie tylko dlatego, że dorobek ostatnich dekad jest stale niszczony w Stanach Zjednoczonych. Nie ma co kryć: aura nie sprzyja ani transformacji, ani dbałości o środowisko. W dodatku turbulencje na rynkach finansowych, problemy z łańcuchami dostaw, tylko skomplikowały sytuację. Osłabienie nastrojów widać także w Brukseli, gdzie hasła „transformacja”, „elektryfikacja”, „redukcja emisji”, czasowo zastąpiono „konkurencyjnością” czy „bezpieczeństwem”. Co wcale nie oznacza, że one wciąż tam nie wybrzmiewają.

Mimo wszystko prezydent (czy prezydentka) jest pierwszą osobą w państwie. Jako wyborca chciałbym wiedzieć, co sądzi także o sprawach, które tylko na pozór trafiły właśnie do trzeciego albo i dalszego szeregu debaty publicznej. To, że wrócą na pierwszy plan, jest tylko kwestią czasu. W końcu to on lub ona będzie reprezentować Polskę na tegorocznym, trzydziestym COP.

Fot. kadr z debaty TVP

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies