Partnerzy wspierający
KGHM Orlen Tauron
Chciał być jednym ze stu najbogatszych ludzi na świecie, skończył w więzieniu. Koniec bateryjnego snu

Sąd w USA skazał na cztery lata więzienia Trevora Miltona – założyciela i byłego szefa firmy Nikola Corporation. Dzięki elektrycznym napędom firma miała zrewolucjonizować rynek samochodów ciężarowych

W 2016 roku Tesla ogłosiła plany wprowadzenia na rynek swojego pierwszego pojazdu ciężarowego. W kolejnych kwartałach podawano szczegóły projektu, który otrzymał nazwę Semi. Jeszcze w 2018 roku Elon Musk prognozował, że w 2022 roku firma może wyprodukować ok. 100 tys. takich ciężarówek. Deklaracje znanego miliardera często jednak mijają się z rzeczywistością, a to był właśnie jeden z takich przypadków. Elektryczne ciężarówki z rozpoznawalnym T w logo nadal są raczej branżową ciekawostką niż tzw. gamechangerem.

Przeczytaj też: Bosch wyprodukuje ogniwa wodorowe do ciężarówek

Pierwsze większe sukcesy Tesli i prezentacja jej mocarstwowych planów skupiły światła reflektorów na elektromobilnym segmencie branży motoryzacyjnej. Większą uwagę zaczęły mu poświęcać koncerny motoryzacyjne, ale też startupy, które chciały powtórzyć sukces Muska i spółki. W gronie tych drugich wymienić można firmę Nikola Motor Corporation, którą powołano do życia niemal przed dekadą w Salt Lake City. Plan był prosty: zazielenić pojazdy ciężarowe.

W 2016 roku ta wizja zaczęła nabierać kształtów. Serwis techcrunch.com donosił o otwarciu listy zamówień na pojazd Nicola One. Samochód o mocy aż 2 tys. koni mechanicznych miał być wyposażony w akumulatory litowo-jonowe, ale też w zbiornik na CNG, czyli sprężony gaz ziemny. Idea przynajmniej w teorii była prosta: spalanie gazu napędzałoby turbinę ładującą baterie. Dla kierowców oznaczałoby to sporą korzyść – odpada problem w postaci długiego postoju i konieczności naładowania akumulatorów. Zaproponowane rozwiązanie miało dać niemal 2 tys. km zasięgu.

Pojazd, a raczej jego wizję, wyceniono na 350 tys. dolarów. Za 1,5 tys. USD chętni mogli się zapisać w kolejce. Termin dostawy? Bliżej nieokreślony. Możliwość zapoznania się z pojazdem testowym? Brak. W tamtym czasie Nicola One istniała jedynie na grafikach, wokół których firma robiła szum. To wystarczyło.

W kolejnych kwartałach zainteresowanie mediów i inwestorów rosło. Na początku 2019 roku firma chwaliła się nabyciem w Arizonie działki, na której stanąć miała fabryka. W połowie 2020 roku Forbes donosił o rozpoczęciu inwestycji, której wysokość szacowano na 600 mln dolarów. Powstać miał zakład, z którego taśm rocznie zjeżdżałoby 35 tys. pojazdów, i to innych niż wcześniej zapowiadano. W opowieściach pojawiały się już Nikola Tre wyposażona jedynie w akumulatory (tworzona z myślą o krótszych trasach) oraz Nikola Two wyposażono w ogniwa wodorowe. Warto zaznaczyć, że na przestrzeni kilku lat planowano produkcję także pojazdów innego typu, w tym pickupa czy samochodu terenowego.

Przeczytaj też: Parlament Europejski za rozwiązaniem problemu foliówek

W tym czasie firma była już notowana na nowojorskiej giełdzie. Znalazła się tam za sprawą fuzji z VectoIQ Acquisition Corp, podmiotem obecnym na NASDAQ już wcześniej. Inwestorzy bardzo uwierzyli w wizję napędzanych prądem ciężarówek. Na fali entuzjazmu cena jednej akcji w ciągu zaledwie kilku tygodni wzrosła piąciokrotnie, z 12 do przeszło 60 dolarów. Kapitalizacja startupu przekroczyła 30 mld dolarów i pod tym względem ustępowały jej potężne koncerny: Ford czy Fiat Chrysler.

Obok doniesień o rosnącej wycenie Nikoli coraz częściej pojawiały się jednak informacje, które studziły zapał inwestorów. Serwis CNBC donosił na przykład, że w II kw. 2020 roku przychody firmy wyniosły zaledwie 36 tys. dolarów. Firma uzyskała je montując… panele słoneczne na dachu swojego szefa. Przychody ze sprzedaży pojazdów były zerowe i niewiele wskazywało na to, by szybko miało się to zmienić. Jednocześnie wspomniany już Ford w samym tylko 2019 roku osiągnął 156 mld dolarów przychodu sprzedając miliony samochodów. Z wielkiego balonu Nikoli zaczęło uchodzić powietrze.

Dla dalszego rozwoju wypadków kluczowy okazał się raport firmy Hindenburg Research, który ujrzał światło dzienne w pierwszej połowie września 2020 roku. Nikolę określono w nim mianem złożonego oszustwa. Temat podjęły media, w tym m.in. Financial Times i coraz więcej wskazywano, że oskarżenia nie są bezpodstawne. Głośno zrobiło się przede wszystkim o filmie, który miał ukazywać zdolną do samodzielnej jazdy ciężarówkę Nikola One. Okazało się, że w rzeczywistości poruszała się ona za sprawą… grawitacji. Pojazd po prostu staczał się ze wzniesienia i nie miał układu napędowego.

Trevor Milton odpierał zarzuty, ale nie uspokoiło to inwestorów. Ostatecznie menedżer podjął decyzję o ustąpieniu ze stanowiska prezesa. Jednak i to nie pomogło. Koncern General Motors ogłosił, że rezygnuje z planów nabycia 11 proc. udziałów w Nikoli. Zapowiedziano też ograniczenie przyszłej współpracy, chociaż niewiele wcześniej amerykański koncern motoryzacyjny zapowiadał szerokie wsparcie w realizacji mocarstwowych planów Nikoli. Najwyraźniej w GM nikomu nie przyszło do głowy, by sprawdzić, na jak mocnych fundamentach zbudowano biznes jego partnera.

Startup pod lupę wzięły Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, a także Departament Sprawiedliwości. W następstwie tych działań kolejne podmioty zrywały współpracę z Nikolą lub ją ograniczały. W tym gronie można wymienić BP, z którym startup zamierzał budować stacje tankowania wodoru. Podobnie zareagowała firma Republic Services zajmująca się utylizacją odpadów. Przedsiębiorstwa miały wspólnie opracować zeroemisyjną śmieciarkę i wprowadzić ją do użytku. Republic Services postanowił jednak zerwać współpracę i uciec z tonącego statku.

Przeczytaj też: Wodorowa rewolucja zawita do polskiego hutnictwa

W połowie 2021 roku, a zatem zaledwie rok po wspomnianej już gigantycznej wycenie, za jedną akcję Nikoli ponownie płacono kilkanaście dolarów (obecnie za jeden papier płaci się poniżej dolara). W tym czasie Trevor Milton musiał się już mierzyć z aktem oskarżenia, w którym mowa była o oszustwach, mających na celu m.in. podbicie ceny akcji firmy. Sam Milton odniósł z tego tytułu olbrzymie korzyści – jego udziały w Nikoli w szczycie warte były kilka miliardów dolarów. Apetyt był jednak znacznie większy, startuper planował trafić na listę 100 najbogatszych osób świata. Setka w jego życiorysie rzeczywiście się pojawiła: 100 mln dolarów wyniosła kaucja, która pozwoliła Miltonowi opuścić areszt.

Jesienią 2022 roku ława przysięgłych orzekła, że Milton dopuścił się zarzucanych mu czynów. Od tego czasu spekulowano, na ile lat menedżer może trafić za kratki, pojawiały się opinie, że mogą to być dekady. Jeszcze niedawno głośno mówiono o 11 latach pozbawienia wolności, bo taki wyrok usłyszała Elizabeth Holmes, założycielka firmy Theranos, która również wprowadziła w błąd inwestorów. Sędzia nie przystał na tę argumentację, uznając, że Theranos wprowadził na rynek technologię niebezpieczną dla zdrowia. Jednocześnie jednak nie zgodził się na wyrok w zawieszeniu, o który wnioskowali obrońcy i sam Milton, cytujący przy okazji Biblię, opowiadający o swoim wiejskim pochodzeniu, chorobie żony i dobrych intencjach. Ostatecznie przedsiębiorca ma odsiedzieć w zakładzie karnym cztery lata. Zapłaci też 1 mln dolarów grzywny.

Warto odnotować, że proces dotyczył Miltona, a nie założonej przez niego firmy. Nikola Corporation nadal działa i nadal ma w planach rewolucjonizować branżę motoryzacyjną. Na przeszkodzie stanąć mogą jednak doniesienia o samozapłonach akumulatorów w jej pojazdach.

Foto: Hans Andreas Starheim / ZERO (Flickr, CC BY 2.0 DEED)

KATEGORIA
E-MOBILNOŚĆ
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies