Wyłożyć się na projektowaniu ustawy, gdy punktowało się za to politycznych oponentów, to – wydawałoby się – trudna sztuka. Sejmowa większość właśnie to zrobiła, ze szkodą nie tylko dla siebie
W środę opisywałem, jakie reformy zaszyto w koalicyjnym projekcie (sygnowanym przez członków i członkinie klubów Koalicji Obywatelskiej i Polski 2050) ustawy dotyczącej mrożenia cen energii elektrycznej. Taka praktyka nie jest zakazana, przez lata mogliśmy przywyknąć do tego, że przy okazji noweli jednej ustawy zmieniano inną, tematycznie niepowiązaną. Gdyby ograniczano się tylko do tego zabiegu, może nie byłoby tak źle. Wiele projektów dostawało jednak bilet do „Sejm Expressu”, by szybko pokonać legislacyjną drogę i czym prędzej dotrzeć do przystanku „Senat”.
Można było odnieść wrażenie, że KO i Polska 2050 mają jeden cel: skoro projekt w głównej mierze dotyczy zabezpieczenia cen prądu dla odbiorców indywidualnych na rok 2024, to większość parlamentarna miałaby asa w rękawie w razie weta prezydenta Andrzeja Dudy. Wówczas mogłaby oskarżać głowę państwa, że blokuje ważną pomoc dla obywateli.
Wystarczyły jednak 24 godziny, podczas których media prześwietliły proponowane zmiany, zwłaszcza te w zakresie reform w sektorze energetycznym, by okazało się, że projekt jest zbyt daleko idący, a niektóre propozycje nadają się wyłącznie do kosza.
Przeczytaj też: Trzy scenariusze dla Polski i ich koszty według rządowego think-tanku
Szczególnie krytycznie oceniono zapisane w projekcie dopuszczalne odległości wiatraków od rezerwatów i parków narodowych (minimum 300 metrów) oraz wątek domniemanego dopuszczenia wywłaszczeń z nieruchomości, na których mogłyby stanąć odnawialne źródła energii. Piszę domniemanych, ponieważ po serii stwierdzeń (napędzanych przez polityków Prawa i Sprawiedliwości), że wywłaszczenia będą możliwe według proponowanych przepisów, pojawiły się dementi, że nie taki byłby skutek zmian. Niemniej: na autorów projektu posypały się gromy.
Wątek domiaru i Orlenu oraz wpływu jednej z propozycji na giełdową wycenę płockiego koncernu zasługuje na oddzielny tekst, przypominający, co działo się na GPW, gdy Jacek Sasin zapowiadał (a robił to dwukrotnie) specjalny podatek od nadzwyczajnych zysków. Także ten element projektu sprawił, że polityczną amunicję dostali przeciwnicy obecnej sejmowej większości.
Zamiast sprytnej politycznej rozgrywki, której nie powstydziłby się Ulisses, mamy więc dramat – grecki – w kilku aktach. Zanim w ogóle zaczęto prace nad projektem, już wiadomo, że czekają go poprawki i to niemałe.
Sytuację próbowali ratować przedstawiciele sejmowej większości, w tym Paulina Hennig-Kloska, typowana na przyszłą ministerkę klimatu. Jak można było się spodziewać, usłyszeliśmy m.in., że przyszły-nowy rząd, jak i sejmowa większość, mają inne standardy niż poprzednicy i nie wyklucza poprawek, dyskusji i że parlament nie proceduje przepisów pod osłoną nocy. Padły też deklaracje, że doprecyzowane zostaną kwestie odległości wiatraków od rezerwatów i parków narodowych.
– Musicie państwo przyzwyczaić się do tego, że ustawy będą procedowane w normalnym trybie, nie w nocy, projekt jest na stronach sejmowych, głównie po to, by wnosić uwagi, propozycje – przekonywał dziennikarzy Borys Budka z KO.
Czy w tej narracji jest w ogóle ziarno prawdy? Rozbudowane konsultacje projektów ustaw są przeprowadzane, gdy propozycje wychodzą od rządu – a ten dopiero ma się uformować. Stąd zapewne wybór tzw. drogi poselskiej (zgłaszanie projektów przez grupę posłów i posłanek), którą wielokrotnie w latach 2015-2023 krytykowała opozycja. Wszystko to jednak wygląda bardziej na szybko skonstruowaną linię obrony na gaszenie pożaru.
Przeczytaj też: Sobotnia anomalia, czyli nowy rekord importu energii w Polsce
Przez tę sytuację stracą wszyscy, nie tylko sejmowa większość. Trudno oczekiwać, że ktoś uwierzy w skuteczność przyszłych rządzących, gdy pierwszy poważny legislacyjny debiut zaczynają od wpakowania się w kabałę, z której muszą wycofywać się rakiem. Takie zamieszania to także zawsze woda na młyn dla przeciwników odnawialnej energetyki, upatrujących się niecnych działań, mających sztucznie i na siłę promować OZE. No i najważniejsze, nowelizowanie kilku ustaw jednocześnie zawsze budzi wątpliwości.
Pozostaje poczekać do końca roku, bo co do jednego nie ma wątpliwości – sprawa mrożenia cen jest pilna i lepiej, by jak najszybciej zacząć procedować projekt. Co jeszcze pozostanie w nim zaszyte – w tej sprawie piłka jest po stronie większościowej koalicji.